Strony

poniedziałek, 14 marca 2016

Geografia świata. Imperium, część 38. Karl Franz - Słowa, słowa, słowa.

Jak dotąd, Imperator zawsze znajdował się w komfortowej sytuacji, musząc radzić sobie z jednym tylko poważnym problemem, części zaś z nich właściwie wydawał się szukać, gdy życie było zbyt spokojne. Patrząc z ówczesnej perspektywy, zarówno konflikt z Elektorami, jak i Kampania Sylvańska były po prostu awanturniczymi przygodami młodzika na tronie. Tak przynajmniej uważała spora część magnaterii i pomniejszej szlachty. Imperator cieszył się jednak ogromnym mirem wśród chłopstwa, mieszczaństwa, kupców, duchowieństwa wszelkich niemal wyznań, a przede wszystkim armii i rycerstwa. Wydawało się, że Imperium zostało szczególnie pobłogosławione, z roku na rok odzyskując z dawna już zapomnianą potęgę - spichlerze były pełne, ludzie zadowoleni, krocie zarabiali młodzi malarze, produkujący portrety najjaśniejszego Imperatora z wydajnością nie gorszą niż manufaktury. Los zaoszczędził też młodemu Imperatorowi tego, w czym czuł się najsłabszy - dyplomacji. Ten okres ochronny właśnie dobiegał końca.

Zaczęło się od północy.

W Marienburgu z dawien dawna istniało wiele frakcji - każda z własnym programem uczynienie wolnego miasta jeszcze, i jeszcze, i jeszcze większą potęgą. Zjawisko to nie ominęło też rady miasta. Tu dominujące były dwie grupy. Pierwsza, z ogromnym kompleksem Imperium, pamiętająca pomoc w uniezależnieniu się od niego, jakiej udzieliła Marienburgowi Bretonnia, optowała za zacieśnieniem z nią stosunków handlowych, kosztem kontaktów z Imperium - radykałowie żądali wręcz wojny handlowej z Lennem Sigmara. Frakcja przeciwna wyznawała poglądy dokładnie odwrotne - ta była z kolei ksenofobicznie antybretońska, w każdym przyjaznym geście ze strony króla Bretonni dostrzegająca spisek i złowieszcze knowania, mające za cel aneksję Marienburga przez Bretonnię. Od blisko dziesięciu lat między skłóconymi frakcjami manewrował burmistrz miasta, wygrywając jedną przeciw drugiej, zmuszając je aby walcząc ze sobą, ciągnęły wóz przynajmniej w jednym kierunku - stało się to bodaj najwdzięczniejszym tematem dowcipów i anegdot, krążących wśród mieszczaństwa.

27 Ulriczeita AS2507 burmistrza znaleziono martwego za biurkiem, z głową w kałuży rozlanego atramentu. Przyczyny śmierci nie ustalono, co samo w sobie stało się pretekstem do pogłosek o otruciu. Rada stanęła wobec konieczności wyboru nowego burmistrza - intrygi i polityka zaczęły się nim jeszcze ciało poprzedniego zdążyło ostygnąć. Edmund von Ostenbender - siedem ciosów sztyletem, Giles de Strediones - trucizna w potrawce z królika, 28 Ulriczeita. Jakub Schwerbauer - śmierć w pożarze domu, 29 Ulriczeit. Cześć radnych ukryła się gdzieś w mieście. Reszta zaczęła się pilnować. Nie pomogło to Arturowi von Ostenbenderowi - wypadł z okna 3 Vorhexena - zdążył jeszcze przed zamurowaniem grobowca rodzinnego, w którym 30 Ulriczeita spoczął jego brat. W tej sytuacji wybór burmistrza stał się niemożliwy, rada zaś była niezdolna do rządzenia miastem. Cała administracja wolnego miasta pogrążyła się w paraliżu decyzyjnym.

Wieść o kłopotach Marienburga dotarła na dwory Imperatora i Króla Bretonni mniej więcej w tym samym czasie - pod koniec Vorhexena. Karla Franza poinformowano jednak z dość znacznym opóźnieniem o pewnym drobnym fakcie. Otóż najmłodszy brat Wielkiego Diuka Middenlandu, Leopolda von Bildhofena - Ronald, dowiedziawszy się o sytuacji w Marienburgu, zrobił to, co robi wielu młodszych synów, pozbawionych przez swój młodszy wiek szans na dziedziczenie - postanowił zabłysnąć wielkim i śmiałym czynem i w ten sposób zyskać na znaczeniu i fortunie. Ów dwudziestoletni szlachcic uznał, iż jest w stanie poradzić sobie z misją rozjemczą, i to za nim Imperator zdąży sam zareagować. Wziąwszy ze sobą skromny orszak wyruszył w podróż 17 Vorhexena. Dwa dni potem jego starszy brat, Siegfried dowiedział się w jakiś sposób w jakim to celu właściwie udał się Ronald na północ. Niezwłocznie wysłał oddział zbrojnych, mający przykazane pochwycić, lub - jeżeli się to nie powiedzie - zabić ambitnego, młodszego brata. Pogoń nie odnalazła Ronalda - deszcz ze śniegiem uniemożliwił podążanie jego śladem, a nie było mowy o wysłaniu listu gończego w taki sposób, aby wyprzedził młodego von Bildhofena. Dzięki łagodnej zimie poseł stanął w Marienburgu 31 Vorhexena i mimo braku jakichkolwiek listów uwierzytelniających, z powodu panującego w mieście chaosu przyjęty został jako autentyczny dyplomata. Nie ma większego sensu wymienianie wszystkich jego błędów i pomyłek - dość powiedzieć, że w krótkim czasie doprowadził do zaognienia konfliktu, utrudniając znacznie jego dyplomatyczne rozwiązanie.

Tymczasem 6 Nachexena AS2508 w drogę wyruszył Rodryg von Steinheim, oficjalny wysłannik Imperatora, wyposażony w nakaz aresztowania Ronalda von Bildhofena pod zarzutem zdrady stanu. 12 Nachexena zaś stanął w Marienburgu Louis de Mestreux et Cavienne - poseł króla Charlesa III, który na tę wyprawę wziął ze sobą swego młodszego brata, Alberta. Wtedy doszło do katastrofy. Spotkawszy się przypadkiem z Ronaldem von Bildhofenem, de Mestreux zdziwił się niepomiernie wiekiem i samą osobą posła imperialnego, Albert zaś wprost zażądał od Ronalda okazania listów uwierzytelniających. Wtedy to oszust wpadł w panikę i wyciągnąwszy pistolet, ciężko ranił starszego de Mestreux, po czym zbiegł wraz ze swym przyjacielem, Marcusem von Wiktungiem i swoimi zbrojnymi. Natychmiast wysłano za nimi pogoń, zdołali jednak, korzystając z zaskoczenia, wtargnąć do ratusza i zabarykadować się tam, biorąc jako zakładników dwóch przebywających w nim podówczas radnych. W czasie szturmu ratusza zginęli obaj zakładnicy, Ronald został pojmany i w łańcuchach - wciąż brany za autentycznego posła - odesłany Karlowi Franzowi.

Dnia 14 Nachexena pięćdziesięciodwuletni Louis de Mestreux et Cavienne zmarł z powodu nieudanego zabiegu wyciągnięcia kuli z rany. Jego brat wyruszył z ciałem posła w drogę powrotną na dwór królewski 15 Nachexena. Tymczasem statek, którym płynął poseł imperatorski został uszkodzony w czasie gwałtownej wichury i musiał przybić do brzegu dla dokonania napraw.

Dnia 17 Nachexena na dwór Imperatora dotarły kolejne złe wieści. Od jakiegoś już czasu Ulthuan przebąkiwał o wprowadzeniu cła na liniach żeglugowych z Nowym Światem. Tym razem nie skończyło się na przebąkiwaniu - cztery atean Elfów zatopiły dwa płynące pod banderą imperialną galeony handlowe, gdy ich kapitanowie odmówili załogom Elfów pozwolenia wejścia na pokład. Wieść mówiła, że oba galeony próbowały się poddać, gdy Elfowie zaczęli atak, jednak Ulthuańczycy nie brali jeńców - wszyscy żeglarze zostali wymordowani. A wszystkie dziesięć okrętów, składających się na flotę imperialną, kotwiczyło właśnie w Marienburgu. Zresztą z powodu - prawda, że łagodnej zimy, jakakolwiek akcja odwetowa i tak nie była możliwa - pozostawało pytanie, co imperialne statki handlowe robiły zimą na szlaku z Nowego Świata. To pytanie miało jednak pozostać bez odpowiedzi.

Na dwór Imperatora wezwany został ambasador Ulthuanu Ymen Elinean - Imperator zażądał od niego wyjaśnień. Otrzymawszy niezwykle arogancką odpowiedź, Karl Franz wpadł w wielki gniew i nakazał ambasadorowi opuścić granice Imperium w ciągu miesiąca. Jednocześnie wydany został edykt, nakładający na wszystkich Elfów Wysokiego Rodu, przebywających w Imperium nakaz opuszczenia go do 30 Sommerzeita AS2508 i zakazujące im wstępu w granice Imperium od chwili wydania edyktu. Wprawdzie dnia następnego Imperator anulował swe rozporządzenie, ograniczając się do nałożenia na Elfów Wysokiego Rodu (co w praktyce oznaczało wszystkie, z wyjątkiem Elfów Leśnych) dodatkowego, dwudziesto procentowego podatku, jednak konfliktu dyplomatycznego anulować się nie da. Sytuacja była zła, a doradcy Imperatora oczekiwali jej pogorszenia w ciągu kilku miesięcy - łagodna zima tradycyjnie oznaczała nasilenie się aktywności zielonoskórych latem. Na razie jednak wszystko przycichło, z Bretonni nie dochodziły żadne niepokojące wieści. 22 Nachexena do Altdorfu dotarł Marienburgski statek z Ronaldem von Bildhofenem i relacją o wydarzeniach w wolnym mieście. I tak zagniewany ostatnio Imperator, usłyszawszy relacje o przebiegu wydarzeń wpadł w prawdziwą furię i w gniewie, nie bacząc na protesty doradców, nakazał wydać młodego Bildhofena na męki, po czym publicznie stracić przez hańbiące powieszenie na Altplatzu. Ronald zawisł na sznurze dzień później. Trzeba tu nadmienić, że cała sprawa odbyła się z rażącym pogwałceniem Codex Imperialis - oskarżony został skazany i stracony bez należnego jego stanowi procesu i to w sposób przeznaczony dla gminu, nie wysokiej szlachty, do której przecież należał. O ile nikt nie kwestionował słuszności wyroku, o tyle sposób przeprowadzenia całej sprawy - czy właściwie jej nieprzeprowadzenia - wywołał wśród szlachty ogromną niechęć. Nawet Siegfried von Bildhofen, który przedtem błagał Imperatora o wydanie mu Ronalda, aby mógł własnymi rękami zabić, odniósł się do całej sprawy bardzo chłodno. Zabrawszy ze sobą ciało brata, wyruszył w trzy dni po egzekucji w drogę do domu, nie kłopocząc się odwiedzeniem dworu w celu pożegnania się. Mieszane uczucia panowały też wśród mieszczaństwa. Ludzie rozumieli tyle, że syn magnata zabił (w pojedynku, jak mówiono) bardzo wysoko postawionego i potężnego szlachcica bretonnskiego. Problem w tym, że większość ludności Altdorfu nie widziała nic złego w zabijaniu bretonnskich szlachciców - Bretonnia była przecież tradycyjnym rywalem Imperium i uczucia między obiema potęgami nigdy nie były zbyt ciepłe. Mieszczanie bardziej byli skłonni do uznania ambitnego szlachcica za bohatera, niż zdrajcę, jednak zbyt wielkim poważaniem cieszył się Karl Franz, aby ktokolwiek wątpił w sprawiedliwość jego wyroku.

Rodryg von Steinheim przybył do Marienburga z początkiem Jahrdrunga, aby odkryć, że szacunek dla Imperium podupadł we wszystkich stanach w mieście. Burmistrz został już wybrany, rada była wyjątkowo zgodna, a wszystko to ze strachu. Bądź co bądź w murach wolnego miasta dopuszczono do zamordowania posła Króla Bretonni i mieszczanie bali się zemsty zapalczywego monarchy. Z konieczności więc rada podjęła bardzo ożywione rozmowy z Imperium, starając się uzyskać zapewnienia o pomocy Imperatora w przypadku wtargnięcia we wrzosowiska Jałowej Krainy armii Charlesa III. Von Steinheim lawirował jak mógł. Tymczasem zbliżała się wiosna.

Pflugzeit upłynął bez żadnych wydarzeń, Imperator jednak wciąż był w podłym humorze. Można zgadywać, że zdawał sobie sprawę z popełnionych w gniewie błędów, bardzo prawdopodobne jest też, że wciąż był po prostu wściekły. Oto pasmo jego sukcesów zostało zamglone przez nowe zagrożenia i to dokładnie w chwili, gdy zdawało się, że wystarczy spokojnie siedzieć i czekać na owoce skutecznej polityki wewnętrznej. Tymczasem Pflugzeit z wiosny zmienił się w przedwczesne lato i wszystko wskazywało, że w tym roku dwakroć zostaną zebrane plony. Minął Sigmarzeit, wciąż bez wieści o jakichkolwiek ruchach Bretonni. Wtedy to - pod koniec miesiąca - w Altdorfie pojawił się poseł albioński, earl Anders of Adenshire.

- Imperium za panowania Karla Franza, fragment artykułu
 Piotra Nurglitcha Smolańskiego pochodzi z dwumiesięcznika Portal


ciąg dalszy nastąpi...
(a wszystkie wpisy fluffowe opublikowane dotychczas dostępne są w czytelni).

Zachęcam także do POLUBIENIA gry Warheim FS na FB,
dołączenia do BLOGOSFERY oraz komentowania wpisów!
Zapraszam także na forum AZYLIUM, które skupia graczy
Mordheim i Warheim FS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz