Do spotkania faktycznie doszło. Chevalier du Lac i Prince of Drakensdwylt patrzyły na siebie z odległości stu metrów, zostawiwszy swoje floty poza horyzontem. Oba okręty oddały salwy honorowe, po czym między statkami zaczęły kursować łódki. Wiozły wiadomości, pozdrowienia, grzeczności, podarki, certowali się obaj panowie jakby siedzieli w luksusowym salonie. Tymczasem z suchego doku w Drakensdwylt wyszła w końcu Regina Maris - wielki galeon, siostrzany okręt Prince of Drakensdwylt - i w ciągu dwóch dni dołączył do reszty floty. Przy dwóch galeonach, pełniących obecnie role dyplomatów pojawiła się mała jednostka Elfów. Wymieniła pozdrowienia z Bretonnczykami, zignorowała obecność Albiończyków i stanęła w miejsca, kołysząc się na lekkiej fali. Jan de Carbonais ucieszył się z tego spotkania, mając je za dowód elfickiego poparcia - rzeczywiście Elfowie obiecali mu wsparcie w bitwie przeciw Albionowi - ale… No właśnie - ale. Ta historia nie jest taka prosta. Zamiast dać historykom ładny, podręcznikowy przykład bitwy - okręty wypłynęły z portów i zaczęły do siebie strzelać - obaj admirałowie dali przykład nieobliczalności losów wojny. Bo oto wszystko wskazywało na to, że bitwy po prostu nie będzie. Dyskutowano już ewentualne odszkodowania za to, czy tamto, certowano się coraz to życzliwiej, w czym pomagał spokój admirała Coverdritcha i to, że Jan de Carbonais był mimo swej porywczości i nieuprzejmości mądrym człowiekiem i zwyczajnie obawiał się o swoją flotę, nie ufając przy tym do końca Elfom. W tej sytuacji dnia 23 Nachgeheim w kierunku Prince of Drakensdwylt popłynęła łódź wiosłowa z Janem de Carbonais na pokładzie - to, kto kogo odwiedzi ustalono przez zakład co do kierunku porannej bryzy. I tu doszło do katastrofy. Kiedy łódka dobijała już do opuszczonego trapu Prince of Drakensdwylt, przez reling albiońskiego okrętu przechylił się marynarz i z całej siły cisnął w bretonnskiego admirała niedobranym ziemniakiem, trafiając go w oko. W jednej chwili inni marynarze obezwładnili go i związali, ale Jan de Carbonais, czerwony ze złości wracał już na swój okręt. Nie czekając nawet, aż Prince of Drakensdwylt zawróci po nieudanej próbie wysłania emisariusza z przeprosinami, jednostka Elfów postawiła żagle i oddaliła się. W dwie godziny później z tego miejsca nie dałoby się dostrzec żadnego żagla. Bitwa była rzeczą pewną.
Powieszony w dwa dni później marynarz do końca przysięgał, że nie pamięta swojego czynu i że w jednej chwili stał na pokładzie, przypatrując się łódce z bretonnskim admirałem, a w następnej klęczeli już na nim jego koledzy, bogini wie czemu.
- Imperium za panowania Karla Franza, fragment artykułu
ciąg dalszy nastąpi...
(a wszystkie wpisy fluffowe opublikowane dotychczas dostępne są w czytelni).
Zachęcam także do POLUBIENIA gry Warheim FS na FB,
dołączenia do BLOGOSFERY oraz komentowania wpisów!
Zapraszam także na forum AZYLIUM, które skupia graczy
Mordheim i Warheim FS.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz