Strony

poniedziałek, 9 maja 2016

Geografia świata. Imperium, część 45. Karl Franz - Kraj krwią i stalą płynący...

I tu kończy się czas wielkich i błyskotliwych zwycięstw młodego Imperatora, czas powszechnego dlań uwielbienia i miru, czas, w którym nawet żołnierze niechętnego mu Elektora wyrzuciliby w górę czapki na jego widok. Serią błyskotliwych ruchów militarnych i politycznych znacznie umocnił wschodnią granicę, dał Imperium na powrót uczucie jedności i jedną, potężną armię, silny skarb, sprawną administrację. Po czym serią pochopnych i nieprzemyślanych ruchów dyplomatycznych niemal wywołał wojnę partyzancką z enklawami Leśnych Elfów, dotarł do krawędzi wojny z Bretonnią, zniechęcił do siebie nie tylko magnatów, ale też średnią szlachtę.

A kraj był zmęczony. Od chwili wstąpienia Karla Franza na tron wojna trwała niemal nieustannie. Wojna, która przekuła Armię Imperialną w stalowy, perfekcyjny monolit, ale która wykańczała kraj, płacący na wojny Imperatora nieustanne daniny. Nie było już entuzjazmu dla tych walk i nie było picia za zwycięstwa. Dlaczego - pytali ludzie - prowincje nie mogą bronić się same przed rejzami goblinoidów? Dawniej tak bywało i wszyscy jakoś żyli, a tu za każdym razem, jak jakiś Ork wychyli łeb z gór, przez drogi przewala się Reiksguard, piechota, artyleria i Sigmar jeden wie co jeszcze. Imperium nie chciało już wspierać ciągłych wojen, nie chciało płacić Imperatorowi daniny krwi, w północnych prowincjach, dopiero zaczynających wychodzić z nieefektywnego feudalizmu każdy chłop, który uciekł z pola, żeby założyć tunikę Armii Imperialnej był odbierany przez jego właściciela jako osobista obelga, ciśnięta mu w twarz przez Imperatora. Do tego magnateria po prostu bała się Karla Franza, bała się jego - osobistej w tej chwili - armii, gotowej pójść za nim choćby w Bramę Chaosu, mogącą spacyfikować każdą z prowincji tak łatwo, jak dziecko zabija robaka. Nie miejsce tu na opowieść o zdradzie, o nawiązywanym przez część Elektorów spisku, o edykcie, wydanym przez wprowadzonego przez nich do Altdorfu sobowtóra - Karl Franz był wówczas na jednej ze swoich kampanii na wschodzie. Słynny edykt, legalizujący mutanty i uznający mutantów za obywateli, za równoprawnych mieszkańców Imperium, edykt, która odrzuciła każda prowincja, dwie zaś natychmiast się zbuntowały. Edykt, o którym Karl Franz nic nie wiedział, walcząc z Zielonoskórymi. Nie miejsce tu na historię zdrady i uzurpatora, który wiedziony najszczerszymi chęciami stanął przeciw powracającemu w wielkim gniewie Imperatorowi. Historia ta została po wielokroć opisana w innych opracowaniach. Smutna i długa historia, smutna wojna domowa, w której nikt nie zwyciężył.
- Imperium za panowania Karla Franza, fragment artykułu
 Piotra Nurglitcha Smolańskiego pochodzi z dwumiesięcznika Portal


ciąg dalszy nastąpi...
(a wszystkie wpisy fluffowe opublikowane dotychczas dostępne są w czytelni).

Zachęcam także do POLUBIENIA gry Warheim FS na FB,
dołączenia do BLOGOSFERY oraz komentowania wpisów!
Zapraszam także na forum AZYLIUM, które skupia graczy
Mordheim i Warheim FS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz