***
To było lato 2015 roku, gdy ziemię śląską najechał i spustoszył Mocarz et consortes.Noc, kolejne wezwanie do młodzieży zatrutej dopalaczami.
Przyjeżdżamy na miejsce, secesyjna kamienica w nienajgorszej części miasta. Drzwi do klatki schodowej wyrwane leżą na chodniku, wewnątrz zastajemy pierwszego z imprezowiczów. Młodzieniec lat dwudziestu kilku, ubrany w niemal kompletny drogi garnitur i markowe skórzane buty, fryzura nieco zaniedbana, spojrzenie nieobecne.
Wspomniałem, że strój nie był kompletny? No tak, obywatelowi gdzieś zapodziały się spodnie od garnituru. Cóż zdarza się... W zakrapiane używkami weekendy dość często.
No więc stoimy przed schodami, na szczycie których młodzieniec, zresztą dość lichej postury mocuje się ze skrzydłem okna, ot taka rama szeroka na osiemdziesiąt a wysoka na sto pięćdziesiąt centymetrów wewnątrz podwójna szyba. Jegomość dość sprawnie wyrwał skrzydło okienne z zawiasów i energicznie położył na schodach, schody momentalnie zamieniły się w rzekę, a właściwie kaskadę szkła, na której obywatel zamierzał surfować. W ostatniej chwili udało nam się obezwładnić obywatela i schody nie zmieniły się w rzekę krwi.
Zresztą udało obezwładnić jest pewnym nadużyciem, z niemałym trudem zapakowaliśmy młodzieńca, który jako bokser mógłby startować co najwyżej w wadze lekko półśmiesznej do wezwanej wcześniej karetki, gdzie ratownicy próbowali bezskutecznie przypiąć go pasami do noszy. Po kilku nieudanych próbach i rzuconej spojrzeniem sugestii weszliśmy do karetki gdzie właściwie usiedliśmy na obywatelu, we czterech, mniej więcej czterysta kilo ludzi i sprzętu.
Mało... Młodzieniec, który mógł ważyć szóstą część z tego wstał wraz z nami i stwierdził, że ja studiuje prawo (przysięgam tak było!) i idę na dyskotekę, was też zapraszam. Nie skorzystaliśmy, choć nie powiem człowiek po takiej nocy trochę by odpoczął.
Pomógł nam lekarz, który w międzyczasie zaczął szprycować obywatela końskimi dawkami leków uspakajających. Czwarta lub piąta dawka pomogła.
Obywatel uspokojony i przypięty do noszy pędzi na sygnałach do szpitala. My usapani i spoceni wracamy do kamienicy. Jak się okazało impreza odbyła się w pięciopokojowym mieszkaniu, w którym była także sauna. Była to bardzo dobre określenie, zresztą odnoszące się do większość mebli i sprzętu agdrtv, które kiedyś było w mieszkaniu, w sumie to cały był tylko parkiet, a przynajmniej większa jego część. Reszta wyposażenia mieszkania została zniszczona, rozbita, połamana, zgnieciona i potłuczona z sauną włącznie - choć niekoniecznie w tej kolejności. A właśnie, w saunie znaleźliśmy kolejnego imprezowicza. Ten z kolei kłócił się ze sobą głosami pięciu osób: Chrystusa, Micka Jaggera, Nergala, Boba Marleya i (przysięgam tak było!) Andrzeja Leppera.
No i pojawił się problem. Brak wolnych zespołów ratownictwa medycznego. No to połataliśmy lekko pokaleczonego obywatela, który ani na chwilę nie przestawał mówić, i załadowaliśmy do radiowozu i w ślad za karetką do szpitala.
Jak się okazało, w mieszkaniu studenci prawa urządzili sobie imprezę w której udział mogło około dwudziestu pięciu osób, część z nich zażyła dopalacze, a część po gdy zauważyła co się dzieje przytomnie po trzeciej spierdoliła z ringu oddalając się w n/n kierunku. Przyszli panowie radcy, adwokaci, sędziowie i prokuratorzy, którzy pozostali na miejscu zdewastowali mieszkanie i poza w/w obywatelami oddalili się w ślad za tymi co wyszli wcześniej.
Na mieście odnaleźliśmy jeszcze kilku, w tym jedną dziewczynę. Raczej ładną i raczej z dobrego domu. Biegała nago po parkingu dla TIRów, próbowała wejść do kabin ciężarówek, rzucała się na stojących na zewnątrz kierowców krzycząc:
- To nie prima aprillis! To nie prima aprillis! Mam ochotę złapać syfilis!
To było lato 2015 roku, gdy ziemię śląską najechał i spustoszył Mocarz et consortes.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz