Strony

wtorek, 4 grudnia 2018

Imperium, część 130 - Prowincje. Hrabstwo Sylvanii, część 8 - Znaczące miejsca.

I tak oto, drogi powiodły nas do Zamku Drakenhof, do miejsca opiewanego w przerażających legendach. Niestety, mam wszelkie prawa potwierdzić, że stare opowieści nie były żadną miarą przesadzone. Jeśli już, to raczej zbyt wiele skrywały. Nie jest mym zamiarem niepokojenie snów czytelnika, ani też wywoływanie koszmarów, ale uczciwość, a także potrzeba spisania prawdziwych kronik wydarzeń życia Pogromcy zmuszają mnie, bym wyłożył te rzeczy na papier. Czytelnicy o wrażliwym usposobieniu mogą zechcieć przerwać czytanie w tym miejscu. Ci, którzy czytać zechcą dalej, nie mogą rzec, iż nie zostali ostrzeżeni.
- fragment Moich Podróży z Gotrekiem, tom IIII, spisany przez
 Herr Feliksa Jaegera. Wydawnictwo Altdorf, AS2505

Drakenhof

Drakenhof to przeklęta, ciesząca się złą sławą rodowa twierdza Von Carsteinów. I choć obecnie, z twierdzy pozostały jedynie rozsypujące się ruiny, to mroczna magia wciąż krąży pośród czarnych skał. Kapłani Morra co pięć lat oczyszczają twierdzę ogniem, egzorcyzmami i święconą wodą. Jednak skaza wniknęła zbyt głęboko, by modlitwy kapłanów mogły przynieść ostateczny efekt. Według kapłanów Morra, nieopodal twierdzy znajduje się niewielka zamieszkała przez trędowatych i skażonych Chaosem mutantów wioska. Nieszczęśnicy żywią się padliną, owadami i ziarnem pochodzącym z lichych plonów, wydanych przez nieurodzajną ziemię. Jednak dokładne położenie wioski nie jest znane, a żaden z nielicznych poborców podatkowych pracujących w granicach prowincji nie kwapił się do tej pory z potwierdzeniem tych wiadomości.

Siegfriedhof

Położony nad rzeką Rott w pobliżu Lasu Głodu, Siegfriedhof to osada należąca do Templariuszy Płonącego Serca, rycerzy zakonnych Sigmara. Osada była darem władców Sylvanii wdzięcznych za pomoc podczas bitwy na Bagnie Fenn, stoczonej niemal 400 lat temu. Klasztor góruje nad miastem i trzyma straż nad rozciągającą się na wschodzie Sylvanią. Opactwo pod wezwaniem św. Edelberta czujnego wysyła agentów do Sylvanii, aby zdobywać informacje, które będzie można wykorzystać przeciwko książętom wampirów. Ludność Siegfriedhof jest dość nieufna wobec obcych i wiadomo, że dochodziło tam do zapobiegawczych samosądów osób podejrzanych o sprzyjanie wampirom lub szpiegowanie na ich rzecz.

Waldenhof

Stolica Sylvanii to otoczone murem miasto wzniesione u zbiegu rzek tworzących Stir. Wybudowane dawno temu z ciemnego kamienia, z gargulcami, które zdają się wyglądać zza załomu każdego dachu, Waldenhof spowija mroczna aura. Każdej nocy mieszkańcy Waldenhofu dokładnie ryglują drzwi i nie wpuszczają nikogo choćby nawet wołał o pomoc. Wieczorem otwarte są tylko gospody dzieje się tak wyłącznie dlatego, że wymaga tego miejskie prawo. Pewien podróżny opisał je jako: niczym wyśnione w koszmarze. Chociaż miasto posiada port, łodzie rzadko tutaj docierają, pomimo możliwości handlu z osadami Krasnoludów na wzgórzach w górnym biegu rzeki. Nad miastem góruje położony na wzgórzu zamek Waldenhof, widoczny z odległości wielu kilometrów.


Osada pod zamkiem była w znacznej części zrujnowana. Felix widział, że zniszczenia były stare. Większość budynków zawaliła się dziesiątki lat wcześniej. Miasto wyglądało jakby zostało wzniesione dla populacji liczącej pięć tysięcy mieszkańców, a teraz zamieszkiwała je tylko jedna dziesiąta tej liczby. Nawet w centrum miasta, na głównej drodze prowadzącej do zamku, zamieszkany był tylko jeden dom na trzy - a i te były na wpół ruiną. Felix nigdy jeszcze nie widział tak ponurych i nieokrzesanych ludzi. Apatycznie snuli się po niemal opustoszałych ulicach bez wyraźnego celu. Powietrze cuchnęło zgnilizną i ludzkimi ekskrementami.

A to był Waldenhof, stolica Sylvanii, jak na miejscowe standardy duże i prosperujące miasto. Droga prowadziła po zboczu stromego wzgórza ku rozwartym wrotom strażnicy. Brama przypominała Feliksowi paszczę wielkiej bestii, której zębiska stanowiły kraty. Przebiegł go dreszcz wzdłuż kręgosłupa.

Pomyślał, że to z powodu gorączki, ale nie potrafił w to uwierzyć.


Sir Gilbert ponaglił zdrożonego wierzchowca, podążając w kierunku posępnie wyglądającej osady. Droga była w koszmarnym stanie. Trudno uwierzyć, że ten trakt prowadził do Nuln. Ale Niziołek przy przeprawie rzecznej był przekonany, że to właściwy kierunek. Gdyby tylko ten bezużyteczny giermek nie dał się zabić w Wissenburgu Gilbert nie byłby teraz skazany na pogawędki z tymi złośliwie uśmiechniętymi pokurczami. Czytanie mapy i ustalanie marszruty to nie było zajęcie godne bretonnskiego rycerza!

Wreszcie dotarł do budynku, który wyglądał na gospodę. Na drzwiach widniały wymalowane jakieś znaki.

Jakie to typowe dla tych wieśniaków… Przesądy i zabobony, zamiast żarliwej wiary, pomyślał Gilbert.

Rycerz zsiadł z konia i podszedł do drzwi. Zastukał. Cisza, żadnej odpowiedzi. Zastukał jeszcze raz. Wreszcie zza drzwi dobiegł go głos.

- Paszoł won! 

- Otwieraj drzwi, w tej chwili! - zawołał Bretonnczyk - Jestem Gilbert de Arnaud, rycerz Jego Przenajświętszej Miłości Króla Charlesa III. Potrzebuję strawy i posłania. Otwieraj!

- Mom to w rzyci. Nie wejdziesz tu, choćbyś był cholernym Wielkim Teogonistą - odparł nieznajomy.
Zza drzwi dobiegły go rozbawione głosy. Czyżby się z niego naśmiewali?

- Rusz się, kmiocie! Otwieraj te drzwi! Tak traktujecie rycerza szlachetnego rodu? Gdy dotrę do Nuln, zadbam o to, by księżna  zrównała tę wioskę z ziemią! Nie ostanie się tu kamień na kamieniu! 

Tym razem był pewien. Z wnętrza gospody dobiegł go głośniejszy śmiech. Po chwili ktoś się odezwał:

- Całuj psa w rzyć! Jedź i powiedz to swojej hrabinie. Ona nie ma tu żadnej władzy. To jest Sylvania, paniczyku!

- Paniczyku?! Jak śmiesz? Wyłaź, kmiocie! - ryknął wzburzony Gilbert. Postanowił nauczyć tych wieśniaków szacunku do lepszych od siebie. Sięgnął po miecz. Nagle usłyszał jakiś hałas od strony drogi. Po chwili rozpoznał rytmiczny odgłos kroków maszerujących żołnierzy. Gilbert uśmiechnął się. To musiał być oddział miejscowego garnizonu. Z pewnością nie odmówią pomocy rycerzowi w potrzebie.

Sir Gilbert wyszedł na środek wioski, by powitać wojaków. Wkrótce ujrzał równe szeregi żołnierzy maszerujących zgodnym krokiem. Był pod wrażeniem ich dyscypliny - szli w doskonałym porządku, z bronią ułożoną na ramionach. Zamierzał ich powitać, ale słowa zamarły mu na ustach. W upiornym świetle Morrslieba zobaczył, że to nie byli imperialni żołnierze, lecz żywe trupy. Resztki mięsa zwisały z ich gołych czaszek, w głębi oczodołów jarzyły się kule czerwonego ognia światła. Przypomniał sobie słowa wieśniaka: To jest Sylvania…

Sir Gilbert de Arnaud nie uląkł się. Był rycerzem i nie znał uczucia strachu. Jeśli to miał być kres jego żywota, przynajmniej odejdzie w chwale, samotnie broniąc tej zapadłej wioski. Umarli ruszyli na niego…

Wewnątrz gospody nikt już się nie śmiał


ciąg dalszy nastąpi...
(a wszystkie wpisy fluffowe opublikowane dotychczas dostępne są w czytelni).

Będzie mi miło jeśli pozostawicie po sobie komentarz i udostępnicie ten post. Jeśli chcecie postawić mi kawę przycisk DONATE znajduje się poniżej.
I will be happy if you leave comments and share this post with friends. If you want to put me a coffee DONATE button is below.


Możecie także zostać Patronami DansE MacabrE i wesprzeć projekt za pośrednictwem strony patronite.pl.

A więcej o moim udziale na patronite.pl znajdziecie TUTAJ.
You can also become Patrons of DansE MacabrE and support the project through the patronite.pl website.

And more about my participation at patronite.pl can be found HERE.


Zachęcam także do POLUBIENIA gry Warheim FS na FB,
dołączenia do BLOGOSFERY oraz komentowania wpisów!
Zapraszam także na forum AZYLIUM, które skupia graczy
Mordheim i Warheim FS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz