Poniżej szanowne państwo-draństwo znajdzie relację z dziesiątej sesji rozegranej w ramach kampanii Wewnętrzny Wróg do 1 edycji WFRP, w czasie której Liczmistrz objawi się awanturnikom we własnej, przerażającej osobie.
Odziani w nadpalone, podziurawione zardzewiały ostrzami łachmany bardziej przypominali Zombie niż roześmianych, rubasznych, podchmielonych wędrowców, którzy kilka dni temu przybyli do Frugelhofen w przeddzień Kamiennego Dnia.
Przerażony Hugo Overhill podtrzymywał ranną Marie-Louisę Butterfoot, balansujące na krawędzi obłędu Niziołki nie nadawały się do dalszej walki. Z kolei wśród ciężko rannych znalazł się także Gnom, odkąd szkielet olbrzyma zwalił się na Kvinta Brannrudsona O’Skadeli Dverga ten z trudem łapał oddech, a stłuczone żebra bolały niemiłosiernie przy każdym ruchu.
Na szczęście Gorimm Guttrisson, który przybył wraz z Krasnoludami Gimbrina i Bardaka do Frugelhofen kilka kwadransów wcześniej wydobrzał na tyle, że mógł o własnych siłach stać na nogach i nie rzygał przed siebie przy każdym kroku, a tych kroków przyjdzie awanturnikom postawić wiele.
Poszukiwacze przygód wraz z ocalałymi Wernickami przybyli do Frugelhofen kilka kwadransów przed wschodem słońca, a widok który zastali wcale nie podniósł ich na duchu.
Na rynku otoczonym pierścieniem zatkniętych w ziemię płonących pochodni tłoczyli się w strachu i niezdecydowaniu mieszkańcy osady. Ktoś z przestraszonego i zasmuconego tłumu podaje awanturnikom miskę ciepłej zupy i koce. W końcu można usiąść, wyprostować obolałe nogi i zjeść ciepłą zu...
Nagle na wzgórzu wznoszącym się tuż za młynem widać oślepiający błysk, a nim ktokolwiek ze zgromadzonych we Frugelhofen zdążył zareagować nieboskłon rozdarł przerażający zbliżający się szybko upiorny wrzask, a w zgromadzonych na środku rynku ludzi w kuli eterycznego ognia uderzyła ludzka czaszka zmieniając Veronique Cascoigne z Gisoreux, ukochaną żonę Alaina Gascoigne w krwawą miazgę.
Gdy wśród ludzi wybuchła niekontrolowana panika Krasnoludowie stanęli w szeregu wznosząc swe tarcze ku górze, a Gimbrin i Bardak głosami nie znoszącymi sprzeciwu zaczęli wydawać polecenia. Siła i pewność brzmiąca w dudniących głosach długobrodych Krasnoludów podziała także na Sigurda i Gorimma, którzy nie bacząc na spadające z nieba upiorne pociski zaczęli pomagać w ewakuacji.
Kilka chwil później, gdy większość mieszkańców Frugelhofen znalazła jako takie schronienia, Sigurd Petersen oraz Gorimm Guttrisson i Vulgrim Guślarz ruszyli w stronę wzgórza, na którym jak zdążył już dostrzec Mag znajdowała się bluźniercza ożywieńcza katapulta miotająca w stronę osady przerażające pociski.
Nie zważając na zmęczenie awanturnicy ruszyli pędem w stronę wzgórza, nim jednak dotarli do szczytu pierwsze promienie wschodzącego Słońca dotknęły ożywiony konstrukt i zmieniły katapultę w gruzowisko kości, ścięgien i kręgosłupów...
Gdy adrenalina opadła zmęczenie ze zdwojoną siłą uderzyło w awanturników, którzy jak przez mgłę słyszeli głosy dobiegające od strony debatujących Ludzi, Krasnoludów i Elfki.
- Nie ma wątpliwości, jest ich więcej. Myślę, że powinniśmy przyjąć, że przyjdą jeszcze raz,
- Zgadzam się Alainie. Musimy być przygotowani, nawet jeśli nie wrócą.
- Wrócą, a jeśli nie, to na Przodków, ja pójdę do nich!
- Jestem pewna Krasnoludzie, że tak ich to przestraszy, że wrócą do swych grobów.
- Wydaje mi się, że Nieumarli systematycznie schodzą w dół doliny, zabijając każdą napotkaną istotę. Najpierw kopalnia, później dwie farmy - następne jest Frugelhofen, to logiczne.
Drżąca dłoń z trudem kieruje drewnianą łyżkę z zupą do spierzchniętych ust, chłodny rosół ma posmak krwi i popiołu.
- Pytanie brzmi, co mamy zrobić? Z wielu powodów najlepsze, co moglibyśmy uczynić, to opuszczenie wsi, dopóki jeszcze mammy na to jakąś szansę i zaniesienie wiadomości do Parravon. Diuk zaradzi złu lepiej niż my.
- Hectorze, ty znasz tutejszych ludzi. Czy sądzisz, że zdołamy przekonać każdego, by po prostu opuścił swój dom i odszedł? A nawet jeśli ewakuujemy wieś, to kto powiedział, że nie zaatakują po drodze? Uchodźcy są łatwym celem - widziałem co się w takich sytuacjach dzieje i to nie jest przyjemny widok.
- Poza tym musimy myśleć o starcach i rannych.
- My Khazadzi przyszliśmy do Frugelhofen mówić o walce, nie o ucieczce.
- Farma jest wszystkim co posiadamy, a wieś jest wszystkim co macie wy. Mówię - zostańmy i walczmy. Jeżeli już mam zginąć, to wolę dostać cios w pierś niż w plecy. Co o tym myślisz Elfko?
- Tamten Niebieskooki ma rację. Zanim zdołamy uporządkować waszych ludzi i wyruszyć w drogę, połowa z nich umrze ze starości. Lepiej skoncentrować wysiłki na czymś bardziej pozytywnym.
- Poza tym nie wiemy ilu ich jest. Jak dotąd widzieliśmy jedynie niewielkie oddziały atakujące niewielkie grupki ludzi. Jeżeli wszystko obliczymy, to okaże się, że ponieśli już spore straty...
- Do czego zmierzasz, starcze?
- Do dwóch rzeczy kobieto Elfów! Po pierwsze, nie wiemy jak wielu pozostało, po drugie, ewentualny atak na Frugelhofen to jak dotąd największy rajd. Przewaga liczebna będzie raczej po naszej stronie.
- A więc wszyscy się zgadzamy - zostajemy i walczymy?
Drewniana łyżka wypada ze zdrętwiałej dłoni, krople zimnego rosołu i nitki makaronu upadają na ziemię. Spać. Tak bardzo chce mi się spać.
- Alain, ty masz doświadczenie wojskowe. Co proponujesz?
- Po pierwsze Hectorze, musimy zrobić coś z rannymi, trzeba postawić na nogi tak wielu ludzi, jak to tylko możliwe.
- Dziadek robi w wiosce, co tylko może. Wygląda młodziej o dwadzieścia lat - praca dobrze mu robi, już nie siedzi i nie zrzędzi.
- Po drugie, musimy jakoś zorganizować nasze siły. Myślę, że aż do chwili, kiedy pokażą się Nieumarli potrzebne są nam stałe, dwugodzinne warty. W ten sposób ludzie będę mogli trochę odpocząć, a jednocześnie nikt nie będzie na warcie na tyle długo, by stracić czujność.
Trzy godziny później, gdy awanturnicy byli pogrążeni w przypominającym śmierć, pełnym majaków i koszmarów śnie, daleko na wschodzie z czystego nieba uderzyła czarna błyskawica, która trafiła u stóp Frugelhornu, w położone u podnóża kurhany i pole bitwy na którym banici i żołnierze Diuka de Parravon czterysta lat temu stoczyli śmiertelną bitwę. Kilka uderzeń serca później kolejne gromy z rozdzierającym uszy hukiem przetoczyły się przez niebo, uderzając w pobliżu Kopalni Grimbrina, gospodarstwa Kassenbricków i farmy Wernicków. W ciągu kilku uderzeń serca niebo na wschodzie zasnuło się sinoszarymi chmurami, a zimny wiatr niósł ze sobą niski, ledwie słyszalny szept.
Gwałtowne przebudzenie wyrwało awanturników z sennego piekła w którym pogrążali się z każdym oddechem. Kuszony niskim ledwie słyszalnym szeptem Vulgrim Guślarz namówił Sigurda Petersona oraz Gorrima Guttrisona by wraz z nim sprawdzili, co dzieje się u stóp Frugelhornu.
Poszukiwacze przygód poinformowali o swych planach pozostałych mieszkańców Frugelhofen i wyruszyli na wschód.
Chcąc oszczędzić swym towarzyszom wielogodzinnego marszu Vulgrim Guślarz w pewnym oddaleniu od osady zatrzymał się, wymówił tajemne inkantacje, a następnie wyciągnął przed siebie lewą dłoń, ciało zapłonęło wewnętrznym ogniem, a krew i płomieni otoczyły paznokcie. Uczeń czarodzieja nakreślił dłonią łuk, a w strukturze rzeczywistości pojawiła się szczelina, rana prowadząca wprost do Immaterium. Vulgrim Guślarz nakazał towarzyszom by złapali się za ręce, zamknęli oczy i wraz z nim weszli w szczelinę, która zamknęła się za nimi z obrzydliwym mlaśnięciem. Chwilę później, w pobliżu Frugelhornu zasłona rzeczywistości rozdarła się z trzaskiem, a z ociekającej ektoplazmą rany wyłoniła się trójka wędrowców.
Widok, który zobaczyli zmroził im krew w żyłach. Jak okiem sięgnąć, a po wznoszący się na wschodzie szczyt Frugelhornu z ziemi powstawali Nieumarli. Wśród Ożywieńców można było znaleźć zarówno odzianych w skorodowane zbroje bretonnskich Rycerzy i towarzyszących im zbrojnych, jak i odzianych w zgniłe skórzane pancerze banitów i oprychów.
Nad tym wszystkim górowała potężna sylwetka LICZMISTRZA, NIEUMARŁEGO MISTRZA NEKROMANCJI i WŁADCY DHAR, TEGO KTÓRY JEST ŚMIERCIĄ!!!
Potężna sylwetka Nekromanty zdawała się sięgać szczytu Frugelhornu, a potęga jaką Liczmistrz emanował zdawała się przyćmiewać nawet niebosiężną górę.
Awanturnicy skryci przed niewidzącymi oczami Nieumarłych z przerażaniem obserwowali rozgrywające się u podnóża góry sceny.
Oto Liczmistrz wznosi swą różdżkę coraz wyżej i wyżej, szaleńczo wyśpiewując bluźniercze wersy zaklęcia ożywienia. Oto kilku szkieletów ciągnie wyrywających się dwóch Krasnoludów - starego Grumblina i Thalgrima, obaj są skrępowani sznurami i desperacko się szarpią. Jeden ze szkieletów zakrzywionych ostrzem podrzyna Krasnoludom gardła. Z różdżki Nekromanty wydobywa się czarna błyskawica, która z mocą uderza w ziemię, a zmarli powstają! Oto powstają bretonnscy Rycerze, oto z ziemi wychodzą trupy banitów, oto podnoszą się z ziemi Zombie Grublina i Thalgrima.
Oto armia nieumarłych rusza w stronę Frugelhofen!
Gdy Vulgrim Guślarz oraz Sigurd Peterson oraz Gorrim Guttrison powrócili do Frugelhofen mieszkańcom zdawało się, że są gotowi do obrony. Zdawało im się, że nędzny mur wzniesiony przez górników pod przywództwem Gimbrina i Bardaka zdoła zatrzymać legiony Nieumarłych, że stosy kamieni będą w stanie roztrzaskać czaszki szkieletów, a ogień spali Zombie.
Z pianą na ustach straceńcy nawoływali do ucieczki. - Ratujcie życie! - wołali. - Jest ich zbyt wielu! - krzyczeli. Ale nikt ich nie słuchał, nikt nie mógł ich usłyszeć. Zamknięte w stodole kobiety i dzieci modliły się do Shallyi o miłosierdzie, stojący na murach obrońcy ze zgrozą wpatrywali się w nadciągającą ze wschodu falę śmierci, a huk krwi tętniącej w żyłach i szum zimnego wiatru wypełniał im uszy.
Nieumarli uderzyli nie bacząc na straty, jakie w pierwszych szeregach uczyniły bełty miotane z kusz Krasnoludów, bez obawy parły do przodu gdy odziana w Ithilmarowy pancerz Elfka raz za razem posyłała w sięgające nieboskłonu morze Ożywieńców strzały z pięknie zdobionego łuku, śpiewając przy tym pieśń śmierci swego ludu.
Pierwsza fala pochłonęła rannych, starych, schorowanych i najmniej doświadczonych.
Druga fala zepchnęła obrońców z prowizorycznych murów.
Trzecia przełamała szeregi obrońców.
I na nic zdały się szaleńcze szarże Sigurda Petersona i Gorrima Guttrisona, którzy z oczami wypełnionymi obłędem i pianą na ustach, pozbawieni nadziei bronili wypełnionej kobietami i dziećmi stodoły, w której wraz z bezbronnymi schronił się tchórz Cecil de Vere Chomondely podający się za arystokratę z Albionu.
Na próżno krew przelana w obronie wycofujących się w zbrojnych odwrocie Griblima i Bardaka.
Na nic rany odniesione przez Gorrima Guttrisona w bezsensownym zdałoby się ataku, który pozwolił wycofać się walczącej na pierwszej linii Elfce.
Frugelhofen padło, bo musiało upaść. Bo nic na tym świecie nie może oprzeć się śmierci. Nic na tym świecie nie oprze się potędze LICZMISTRZA, NIEUMARŁEGO MISTRZA NEKROMANCJI i WŁADCY DHAR, TEGO KTÓRY JEST ŚMIERCIĄ!!!
Wszystko musi umrzeć!
- Do łodzi! Bierzcie łodzie i do rzeki! - Krzyknął Krasnolud. - Najpierw kobiety i dzieci! Do łodzi!
Ostatkiem sił obrońcy Frugelhofen stanęli do ostatniej walki. Stanęli naprzeciw swych sąsiadów, z którymi jeszcze kilka pacierzy temu walczyli ramię w ramię, a którzy teraz ożywieni plugawą magią Nekromanty dołączyli do Nieumarłych.
I walczyli.
Pomimo ognia palącego mięśnie, pomimo słonego potu zalewającego oczy, pomimo bólu szarpiącego duszę. Pomimo ostrzy tnących ciało.
Walczyli dopóki kobiety i dzieci, których bronili nie odbiły od brzegu i popłynęły z nurtem Vaswasser.
Walczyli dopóki starczyło im sił. I walczyli gdy sił już nie było. Gdy było tylko tępe, bezmyślne rąbanie. I walczyliby dalej, gdyby Elfka krzykiem i siłą nie zmusiła ich do wycofania się, do wejścia do łodzi i odbicia od brzegu płonącego Frugelhofen, które zostało starte z powierzchni ziemi przez niepowstrzymane siły LICZMISTRZA, NIEUMARŁEGO MISTRZA NEKROMANCJI i WŁADCY DHAR, TEGO KTÓRY JEST ŚMIERCIĄ!!!
Zachęcam także do POLUBIENIA gry Warheim FS na FB,
dołączenia do BLOGOSFERY oraz komentowania wpisów!
Zapraszam także na forum AZYLIUM, które skupia graczy
Mordheim i Warheim FS.
***
Relacje z kampanii Wewnętrzny Wróg:
- Pomylona tożsamość/Noc Krwi
- Próba Magistra
- Eureka
- Pomylona tożsamość
- Cienie nad Bogenhafen
- W poszukiwaniu sławnego nieboszczyka/Na drodze
- Frugelhofen/Atak Liczmistrza
- Gospodarstwo Wernicków
- Rzeź we Frugelhofen
- Próba Magistra
- Eureka
- Pomylona tożsamość
- Cienie nad Bogenhafen
- W poszukiwaniu sławnego nieboszczyka/Na drodze
- Frugelhofen/Atak Liczmistrza
- Gospodarstwo Wernicków
- Rzeź we Frugelhofen
***
I w wyznaczonym czasie powstaniemy z naszych miejsc ukrycia
i zdobędziemy osady Imperium. Nasi bracia wyjdą z lasów, by zabijać i palić.
Chaos ogarnie ziemię,
a my, wybrani słudzy, zostaniemy wyniesieni w JEGO oczach.
Niech będzie pozdrowiony Tzeentch, Ten Który Zmienia Drogi.
Powłóczyli nogami, zgarbieni, z opuszczonymi głowami bezmyślnie wpatrywali się w stopy ślizgające się na mokrej od deszczu górskiej skale. Krople wody ściekały po zmęczonych, głodnych twarzach mieszając ze sobą pokrywający skórę popiół i niedawno skrzepłą krew.Odziani w nadpalone, podziurawione zardzewiały ostrzami łachmany bardziej przypominali Zombie niż roześmianych, rubasznych, podchmielonych wędrowców, którzy kilka dni temu przybyli do Frugelhofen w przeddzień Kamiennego Dnia.
Przerażony Hugo Overhill podtrzymywał ranną Marie-Louisę Butterfoot, balansujące na krawędzi obłędu Niziołki nie nadawały się do dalszej walki. Z kolei wśród ciężko rannych znalazł się także Gnom, odkąd szkielet olbrzyma zwalił się na Kvinta Brannrudsona O’Skadeli Dverga ten z trudem łapał oddech, a stłuczone żebra bolały niemiłosiernie przy każdym ruchu.
Na szczęście Gorimm Guttrisson, który przybył wraz z Krasnoludami Gimbrina i Bardaka do Frugelhofen kilka kwadransów wcześniej wydobrzał na tyle, że mógł o własnych siłach stać na nogach i nie rzygał przed siebie przy każdym kroku, a tych kroków przyjdzie awanturnikom postawić wiele.
Śmierć z ciemności
Poszukiwacze przygód wraz z ocalałymi Wernickami przybyli do Frugelhofen kilka kwadransów przed wschodem słońca, a widok który zastali wcale nie podniósł ich na duchu.
Na rynku otoczonym pierścieniem zatkniętych w ziemię płonących pochodni tłoczyli się w strachu i niezdecydowaniu mieszkańcy osady. Ktoś z przestraszonego i zasmuconego tłumu podaje awanturnikom miskę ciepłej zupy i koce. W końcu można usiąść, wyprostować obolałe nogi i zjeść ciepłą zu...
Nagle na wzgórzu wznoszącym się tuż za młynem widać oślepiający błysk, a nim ktokolwiek ze zgromadzonych we Frugelhofen zdążył zareagować nieboskłon rozdarł przerażający zbliżający się szybko upiorny wrzask, a w zgromadzonych na środku rynku ludzi w kuli eterycznego ognia uderzyła ludzka czaszka zmieniając Veronique Cascoigne z Gisoreux, ukochaną żonę Alaina Gascoigne w krwawą miazgę.
Gdy wśród ludzi wybuchła niekontrolowana panika Krasnoludowie stanęli w szeregu wznosząc swe tarcze ku górze, a Gimbrin i Bardak głosami nie znoszącymi sprzeciwu zaczęli wydawać polecenia. Siła i pewność brzmiąca w dudniących głosach długobrodych Krasnoludów podziała także na Sigurda i Gorimma, którzy nie bacząc na spadające z nieba upiorne pociski zaczęli pomagać w ewakuacji.
Kilka chwil później, gdy większość mieszkańców Frugelhofen znalazła jako takie schronienia, Sigurd Petersen oraz Gorimm Guttrisson i Vulgrim Guślarz ruszyli w stronę wzgórza, na którym jak zdążył już dostrzec Mag znajdowała się bluźniercza ożywieńcza katapulta miotająca w stronę osady przerażające pociski.
Nie zważając na zmęczenie awanturnicy ruszyli pędem w stronę wzgórza, nim jednak dotarli do szczytu pierwsze promienie wschodzącego Słońca dotknęły ożywiony konstrukt i zmieniły katapultę w gruzowisko kości, ścięgien i kręgosłupów...
Rada rozpaczy
Gdy adrenalina opadła zmęczenie ze zdwojoną siłą uderzyło w awanturników, którzy jak przez mgłę słyszeli głosy dobiegające od strony debatujących Ludzi, Krasnoludów i Elfki.
- Nie ma wątpliwości, jest ich więcej. Myślę, że powinniśmy przyjąć, że przyjdą jeszcze raz,
- Zgadzam się Alainie. Musimy być przygotowani, nawet jeśli nie wrócą.
- Wrócą, a jeśli nie, to na Przodków, ja pójdę do nich!
- Jestem pewna Krasnoludzie, że tak ich to przestraszy, że wrócą do swych grobów.
- Wydaje mi się, że Nieumarli systematycznie schodzą w dół doliny, zabijając każdą napotkaną istotę. Najpierw kopalnia, później dwie farmy - następne jest Frugelhofen, to logiczne.
Drżąca dłoń z trudem kieruje drewnianą łyżkę z zupą do spierzchniętych ust, chłodny rosół ma posmak krwi i popiołu.
- Pytanie brzmi, co mamy zrobić? Z wielu powodów najlepsze, co moglibyśmy uczynić, to opuszczenie wsi, dopóki jeszcze mammy na to jakąś szansę i zaniesienie wiadomości do Parravon. Diuk zaradzi złu lepiej niż my.
- Hectorze, ty znasz tutejszych ludzi. Czy sądzisz, że zdołamy przekonać każdego, by po prostu opuścił swój dom i odszedł? A nawet jeśli ewakuujemy wieś, to kto powiedział, że nie zaatakują po drodze? Uchodźcy są łatwym celem - widziałem co się w takich sytuacjach dzieje i to nie jest przyjemny widok.
- Poza tym musimy myśleć o starcach i rannych.
- My Khazadzi przyszliśmy do Frugelhofen mówić o walce, nie o ucieczce.
- Farma jest wszystkim co posiadamy, a wieś jest wszystkim co macie wy. Mówię - zostańmy i walczmy. Jeżeli już mam zginąć, to wolę dostać cios w pierś niż w plecy. Co o tym myślisz Elfko?
- Tamten Niebieskooki ma rację. Zanim zdołamy uporządkować waszych ludzi i wyruszyć w drogę, połowa z nich umrze ze starości. Lepiej skoncentrować wysiłki na czymś bardziej pozytywnym.
- Poza tym nie wiemy ilu ich jest. Jak dotąd widzieliśmy jedynie niewielkie oddziały atakujące niewielkie grupki ludzi. Jeżeli wszystko obliczymy, to okaże się, że ponieśli już spore straty...
- Do czego zmierzasz, starcze?
- Do dwóch rzeczy kobieto Elfów! Po pierwsze, nie wiemy jak wielu pozostało, po drugie, ewentualny atak na Frugelhofen to jak dotąd największy rajd. Przewaga liczebna będzie raczej po naszej stronie.
- A więc wszyscy się zgadzamy - zostajemy i walczymy?
Drewniana łyżka wypada ze zdrętwiałej dłoni, krople zimnego rosołu i nitki makaronu upadają na ziemię. Spać. Tak bardzo chce mi się spać.
- Alain, ty masz doświadczenie wojskowe. Co proponujesz?
- Po pierwsze Hectorze, musimy zrobić coś z rannymi, trzeba postawić na nogi tak wielu ludzi, jak to tylko możliwe.
- Dziadek robi w wiosce, co tylko może. Wygląda młodziej o dwadzieścia lat - praca dobrze mu robi, już nie siedzi i nie zrzędzi.
- Po drugie, musimy jakoś zorganizować nasze siły. Myślę, że aż do chwili, kiedy pokażą się Nieumarli potrzebne są nam stałe, dwugodzinne warty. W ten sposób ludzie będę mogli trochę odpocząć, a jednocześnie nikt nie będzie na warcie na tyle długo, by stracić czujność.
Cisza przed burzą
Trzy godziny później, gdy awanturnicy byli pogrążeni w przypominającym śmierć, pełnym majaków i koszmarów śnie, daleko na wschodzie z czystego nieba uderzyła czarna błyskawica, która trafiła u stóp Frugelhornu, w położone u podnóża kurhany i pole bitwy na którym banici i żołnierze Diuka de Parravon czterysta lat temu stoczyli śmiertelną bitwę. Kilka uderzeń serca później kolejne gromy z rozdzierającym uszy hukiem przetoczyły się przez niebo, uderzając w pobliżu Kopalni Grimbrina, gospodarstwa Kassenbricków i farmy Wernicków. W ciągu kilku uderzeń serca niebo na wschodzie zasnuło się sinoszarymi chmurami, a zimny wiatr niósł ze sobą niski, ledwie słyszalny szept.
Gwałtowne przebudzenie wyrwało awanturników z sennego piekła w którym pogrążali się z każdym oddechem. Kuszony niskim ledwie słyszalnym szeptem Vulgrim Guślarz namówił Sigurda Petersona oraz Gorrima Guttrisona by wraz z nim sprawdzili, co dzieje się u stóp Frugelhornu.
Poszukiwacze przygód poinformowali o swych planach pozostałych mieszkańców Frugelhofen i wyruszyli na wschód.
Chcąc oszczędzić swym towarzyszom wielogodzinnego marszu Vulgrim Guślarz w pewnym oddaleniu od osady zatrzymał się, wymówił tajemne inkantacje, a następnie wyciągnął przed siebie lewą dłoń, ciało zapłonęło wewnętrznym ogniem, a krew i płomieni otoczyły paznokcie. Uczeń czarodzieja nakreślił dłonią łuk, a w strukturze rzeczywistości pojawiła się szczelina, rana prowadząca wprost do Immaterium. Vulgrim Guślarz nakazał towarzyszom by złapali się za ręce, zamknęli oczy i wraz z nim weszli w szczelinę, która zamknęła się za nimi z obrzydliwym mlaśnięciem. Chwilę później, w pobliżu Frugelhornu zasłona rzeczywistości rozdarła się z trzaskiem, a z ociekającej ektoplazmą rany wyłoniła się trójka wędrowców.
Widok, który zobaczyli zmroził im krew w żyłach. Jak okiem sięgnąć, a po wznoszący się na wschodzie szczyt Frugelhornu z ziemi powstawali Nieumarli. Wśród Ożywieńców można było znaleźć zarówno odzianych w skorodowane zbroje bretonnskich Rycerzy i towarzyszących im zbrojnych, jak i odzianych w zgniłe skórzane pancerze banitów i oprychów.
Nad tym wszystkim górowała potężna sylwetka LICZMISTRZA, NIEUMARŁEGO MISTRZA NEKROMANCJI i WŁADCY DHAR, TEGO KTÓRY JEST ŚMIERCIĄ!!!
Potężna sylwetka Nekromanty zdawała się sięgać szczytu Frugelhornu, a potęga jaką Liczmistrz emanował zdawała się przyćmiewać nawet niebosiężną górę.
Awanturnicy skryci przed niewidzącymi oczami Nieumarłych z przerażaniem obserwowali rozgrywające się u podnóża góry sceny.
Oto Liczmistrz wznosi swą różdżkę coraz wyżej i wyżej, szaleńczo wyśpiewując bluźniercze wersy zaklęcia ożywienia. Oto kilku szkieletów ciągnie wyrywających się dwóch Krasnoludów - starego Grumblina i Thalgrima, obaj są skrępowani sznurami i desperacko się szarpią. Jeden ze szkieletów zakrzywionych ostrzem podrzyna Krasnoludom gardła. Z różdżki Nekromanty wydobywa się czarna błyskawica, która z mocą uderza w ziemię, a zmarli powstają! Oto powstają bretonnscy Rycerze, oto z ziemi wychodzą trupy banitów, oto podnoszą się z ziemi Zombie Grublina i Thalgrima.
Oto armia nieumarłych rusza w stronę Frugelhofen!
Rzeź we Frugelhofen
Strach dodał im skrzydeł, przerażenie wpompowało adrenalinę w żyły, a obłęd wypełnił oczy.Gdy Vulgrim Guślarz oraz Sigurd Peterson oraz Gorrim Guttrison powrócili do Frugelhofen mieszkańcom zdawało się, że są gotowi do obrony. Zdawało im się, że nędzny mur wzniesiony przez górników pod przywództwem Gimbrina i Bardaka zdoła zatrzymać legiony Nieumarłych, że stosy kamieni będą w stanie roztrzaskać czaszki szkieletów, a ogień spali Zombie.
Z pianą na ustach straceńcy nawoływali do ucieczki. - Ratujcie życie! - wołali. - Jest ich zbyt wielu! - krzyczeli. Ale nikt ich nie słuchał, nikt nie mógł ich usłyszeć. Zamknięte w stodole kobiety i dzieci modliły się do Shallyi o miłosierdzie, stojący na murach obrońcy ze zgrozą wpatrywali się w nadciągającą ze wschodu falę śmierci, a huk krwi tętniącej w żyłach i szum zimnego wiatru wypełniał im uszy.
Nieumarli uderzyli nie bacząc na straty, jakie w pierwszych szeregach uczyniły bełty miotane z kusz Krasnoludów, bez obawy parły do przodu gdy odziana w Ithilmarowy pancerz Elfka raz za razem posyłała w sięgające nieboskłonu morze Ożywieńców strzały z pięknie zdobionego łuku, śpiewając przy tym pieśń śmierci swego ludu.
Pierwsza fala pochłonęła rannych, starych, schorowanych i najmniej doświadczonych.
Druga fala zepchnęła obrońców z prowizorycznych murów.
Trzecia przełamała szeregi obrońców.
I na nic zdały się szaleńcze szarże Sigurda Petersona i Gorrima Guttrisona, którzy z oczami wypełnionymi obłędem i pianą na ustach, pozbawieni nadziei bronili wypełnionej kobietami i dziećmi stodoły, w której wraz z bezbronnymi schronił się tchórz Cecil de Vere Chomondely podający się za arystokratę z Albionu.
Na próżno krew przelana w obronie wycofujących się w zbrojnych odwrocie Griblima i Bardaka.
Na nic rany odniesione przez Gorrima Guttrisona w bezsensownym zdałoby się ataku, który pozwolił wycofać się walczącej na pierwszej linii Elfce.
Frugelhofen padło, bo musiało upaść. Bo nic na tym świecie nie może oprzeć się śmierci. Nic na tym świecie nie oprze się potędze LICZMISTRZA, NIEUMARŁEGO MISTRZA NEKROMANCJI i WŁADCY DHAR, TEGO KTÓRY JEST ŚMIERCIĄ!!!
Wszystko musi umrzeć!
Odwrót!
I gdy zdawało się, że wszystko już stracone, że nie ma nadziei, gdy wrota prowadzące do stodoły zostały strzaskane, Sigurd Peterson dostrzegł znajdujące się wewnątrz eskargoty, niewielkie płaskodenne łódki, których mieszkańcy Frugelhofen używali do żeglugi rzeką Vaswasser.- Do łodzi! Bierzcie łodzie i do rzeki! - Krzyknął Krasnolud. - Najpierw kobiety i dzieci! Do łodzi!
Ostatkiem sił obrońcy Frugelhofen stanęli do ostatniej walki. Stanęli naprzeciw swych sąsiadów, z którymi jeszcze kilka pacierzy temu walczyli ramię w ramię, a którzy teraz ożywieni plugawą magią Nekromanty dołączyli do Nieumarłych.
I walczyli.
Pomimo ognia palącego mięśnie, pomimo słonego potu zalewającego oczy, pomimo bólu szarpiącego duszę. Pomimo ostrzy tnących ciało.
Walczyli dopóki kobiety i dzieci, których bronili nie odbiły od brzegu i popłynęły z nurtem Vaswasser.
Walczyli dopóki starczyło im sił. I walczyli gdy sił już nie było. Gdy było tylko tępe, bezmyślne rąbanie. I walczyliby dalej, gdyby Elfka krzykiem i siłą nie zmusiła ich do wycofania się, do wejścia do łodzi i odbicia od brzegu płonącego Frugelhofen, które zostało starte z powierzchni ziemi przez niepowstrzymane siły LICZMISTRZA, NIEUMARŁEGO MISTRZA NEKROMANCJI i WŁADCY DHAR, TEGO KTÓRY JEST ŚMIERCIĄ!!!
Sigurd Peterson i Gorimm Gutrisson nie starali się nawet kierować szybko płynącą łodzią, która pędziła wraz z nurtem Vasswasser w kierunku klasztoru La Mainsontaal. Krasnoludowie z trudem trzymali się lichych burt, a woda raz za razem zalewała im oczy.
Stary Krasnolud dostrzegł jak łódź z Cecilem de Vere Chomondely zawirowała i zatrzymała się na brzegu rzeki, a odziany w skorodowany pancerz szkielet rzucił się na drżącego ze strachu Albiończyka. Cecil desperackim gestem zasłonił się przed atakiem Nieumarłego trzymanym w ręku sztyletem, a gdy tylko ostrze dotknęło ożywionych kości, to Nieumarły rozsypał się w pył, siła z jaką szkielet uderzył w łódź zepchnęła eskargot z powrotem do wody, a nieświadomy tego co się wydarzyło Albiończyk schował sztylet do przytroczonej do pasa pochwy.
Stary Krasnolud dostrzegł jak łódź z Cecilem de Vere Chomondely zawirowała i zatrzymała się na brzegu rzeki, a odziany w skorodowany pancerz szkielet rzucił się na drżącego ze strachu Albiończyka. Cecil desperackim gestem zasłonił się przed atakiem Nieumarłego trzymanym w ręku sztyletem, a gdy tylko ostrze dotknęło ożywionych kości, to Nieumarły rozsypał się w pył, siła z jaką szkielet uderzył w łódź zepchnęła eskargot z powrotem do wody, a nieświadomy tego co się wydarzyło Albiończyk schował sztylet do przytroczonej do pasa pochwy.
Kilkanaście uderzeń serca później, to łódka Krasnoludów z przerażającym trzaskiem uderzyła w kamienne dno i zatrzymała się u stóp niewielkiego lasu. Sigurd Peterson podniósł głowę i zamarł, gdy przed sobą dostrzegł groty dwóch bełtów, a następnie odzianych w łachmany Szczuroludzi, którzy z gniewnym błyskiem w oku mierzyli do niego z topornie wykonanych kusz. Krasnolud przełknął ślinę ale bełty pozostały w leżach, przed Skaveńskich wojowników wyszedł inny Szczuroczłek, ten o jasnym futrze, którego spotkali w świątyni Taala na początku drogi do klasztoru La Mainsontaal. Skaven wyszczerzył żółte siekacze w parodii uśmiechu, po czym zrobił krok do przodu i końcem sękatej laski odepchnął łódź Krasnoludów od kamienistego brzegu.
Będzie mi miło jeśli pozostawicie po sobie komentarz i udostępnicie ten post. Jeśli chcecie postawić mi kawę przycisk DONATE znajduje się poniżej.
|
I will be happy if you leave comments and share this post with friends. If you want to put me a coffee DONATE button is below.
|
Możecie także zostać Patronami DansE MacabrE i wesprzeć projekt za pośrednictwem strony patronite.pl.
A więcej o moim udziale na patronite.pl znajdziecie TUTAJ. |
You can also become Patrons of DansE MacabrE and support the project through the patronite.pl website.
And more about my participation at patronite.pl can be found HERE. |
dołączenia do BLOGOSFERY oraz komentowania wpisów!
Zapraszam także na forum AZYLIUM, które skupia graczy
Mordheim i Warheim FS.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz