Szanowne państwo-draństwo pozwoli, że w imieniu swoim, czyli QC, oraz Maniexa przedstawię wam pierwszy wywiad przeprowadzony w ramach cyklu Między Młotem, a Kowadłem!
Założeniem serii jest przeprowadzenie wywiadów z blogerami skupionymi wokół założonego przez FireAnta serwisu Wrota - polska sieć blogów bitewnych.
Bohaterami pierwszego odcinka są Kapitan Hak i Skavenblight, którzy wspólnie od 2009 roku prowadzą blog Hakostwo.
Być może szanowne państwo-draństwo nie wie ale Kapitan Hak i Skavenblight, są osobami pośrednio odpowiedzialnymi za powstanie Warheim FS oraz bloga Danse Macabre. To właśnie teksty publikowane w sieci przez Hakostwo zmotywowały mnie to do powrotu do Mordheim i założenia bloga oraz doprowadziły do miejsca w którym znajduję się obecnie.
A więc z tym większą przyjemnością zapraszam do lektury wywiadu, który wspólnie z Maniexem przeprowadziliśmy z Kapitanem Hakiem i Skavenblight z Hakostwa.
Kwestionariusz osobowy...
...osoby rozpytywanej.
Nim przejdziemy do wywiadu szanowne państwo-draństwo włączy sobie jeden z wybranych przez Hakostwo teledysków.
Wywiad...
...czyli między młotem a kowadłem.
Czy pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z grami bitewnymi? Jak zaczęła się Twoja przygoda z figurkami? W którym to było roku?
Kapitan Hak: Pierwszy raz zetknąłem się z grami bitewnymi jakoś na początku lat 90-tych ubiegłego wieku. Były to czasy wczesnej podstawówki; w wolnych chwilach (a było ich wtedy sporo) grywałem na komputerze w Warcrafta, bodajże pierwszą część, spod znaku pikseli i mroku. Któregoś dnia, będąc u babci na Bielanach, i próbując ją naciągnąć na zakup jakichś zabawek, trafiliśmy do dawno już obecnie nieistniejącego i pewnie zupełnie zapomnianego sklepu na bazarku przy ul. Duracza. Drewniana budka, na miarę typowo bazarkowo-warzywnych, kryła w sobie nieznany świat pełen figurek, które zadziwiały dokładnością wykonania dzieciaka przyzwyczajonego do siermiężnych odlewów plastikowych żołnierzyków, a babcię zadziwiły wysoką ceną. Po latach wiem, że były to czasy 4. edycji, a moje pierwsze figurki, które tego dnia zakupiła mi babcia, to były kupowane na sztuki plastikowe klony typu goblin, ork, skaven, krasnolud, mroczny elf itp. Sprzedawca dorzucił ze dwie broszury (o dziwo, wydane w tych czasach po polsku) dla początkujących graczy, z wprowadzeniem do gry... i można by napisać, że tak się to zaczęło, ale tak naprawdę dopiero dobrych kilka lat później, pod koniec podstawówki, gdy w klimatach fantasy siedziałem już dość mocno i zaczynałem grywać w RPGi, sporo pocinałem np. w Magicznego Miecza, do figurek wróciłem nieco bardziej świadomie, z realną chęcią grania w Warhammera Fantasy Battle. W tym czasie kupiłem trochę "ludków" (głównie krasnoludów z 5. edycji WFB oraz orków do Gorkamorki, których niestety :( już od dawna nie mam) wraz z kilkoma farbkami i najbardziej podstawowymi akcesoriami. Pamiętam, że były to czasy dość licznych sklepów figurkowych – w samej mojej okolicy (Żoliborz) w promieniu jakichś 2-3 kilometrów były co najmniej trzy miejsca, gdzie można było się porządnie zaopatrzyć we wszelakie dobra figurkowe, czy też erpegowe (oczywiście przy założeniu, że było się skłonnym poświęcić na to konkretne pieniądze – teraz sobie uświadamiam, że pomimo iż nominalnie figurki nie były wtedy tak drogie jak teraz, to właśnie wtedy to hobby wydawało mi się najdroższe). Z perspektywy czasu widzę jednak, że zabrakło wtedy kogoś doświadczonego, kto by wprowadził mnie w świat bitewniaków, nie za bardzo miałem z kim grać, a era przedinternetowa, mająca notabene swoje plusy, w tym wypadku nie ułatwiła wejścia w hobby. W konsekwencji figurki poszły w odstawkę znowu na dobrych parę lat (nie licząc krótkiego i wstydliwego początkowolicealnego epizodu z jaszczuroludźmi z Lustrii) i właściwie dopiero ok. 2003 r., kiedy to kolega z liceum zaprezentował mi Mordheim, rozpocząłem już w pełni świadomą, nieprzypadkową, i trwającą nieprzerwanie do dzisiaj przygodę z figurkami.
Skavenblight: Pamiętam, choć jak przez mgłę – jakaś absurdalna bitwa w Mordheim między lizardmenami a krasnoludami z Gotrekiem i Feliksem. To było w wakacje 2004 roku i chyba ten moment można uznać za początek przygody, chociaż rozkręcała się ona powoli i tempa nabrała dopiero dwa-trzy lata później, kiedy zaczęłam bawić się w bitewniaki także modelarsko. A sam początek przygody to standardowe "mój chłopak mnie namówił", od tego zaczęły się najpierw gry RPG, a potem bitewne (i te drugie już pozostały).Od kiedy prowadzisz bloga i co skłoniło cię do takiej aktywności w sieci?
Kapitan Hak: Hakostwo założyliśmy z Natalią (Skavenblight) po ślubie w sierpniu 2009 r., realizując ideę "małżeńskiego bloga", za pośrednictwem którego publikowalibyśmy swoją hobbystyczną twórczość. Sam pomysł, by stworzyć wspólnego bloga narodził się już nieco wcześniej, ale ślub był dobrą okazją, by go urzeczywistnić.
Skavenblight: Od 2009 roku, tamten chłopak namówił mnie także na ślub ;) Właśnie wtedy zaczęliśmy prowadzić wspólnego małżeńskiego bloga. Uznaliśmy, że na forach twórczość z czasem ginie i dobrze byłoby mieć swoje miejsce w sieci, gdzie każda aktywność hobbystyczna byłaby udokumentowana i łatwa do znalezienia. Sądziliśmy też, że rozwijanie własnego podwórka motywowałoby bardziej do hobby. Okazało się to prawdą, więc nasza przygoda z blogiem trwa do dziś.
Kapitan Hak: Nie wiem, czy pytanie dotyczy wyboru typu silnika bloga (tj. że dlaczego Blogger, a nie np. Wordpress), czy też ogólnie kwestii, dlaczego zdecydowaliśmy się na bloga jako sposób rozpowszechniania swoich prac, ale postaram się odpowiedzieć w obydwu kontekstach. Co do tego drugiego, to odpowiedź prosta: po prostu uznaliśmy oboje, że to forma bloga, jako nijako własnego podwórka w sieci, najbardziej nam odpowiada jako miejsce do publikacji. Natomiast co do tego pierwszego, to po prostu Blogger (czy też Blogspot) był najbardziej pod ręką, właściwie na wyciągnięcie ręki, intuicyjny, zintegrowany z kontem Gmail, niewymagający grzebania się w tzw. "back-endzie", czyli, krótko mówiąc, „bebechach”, a jednocześnie posiadający szerokie możliwości dostosowania do swoich potrzeb, itp. itd. W zasadzie jedyną nieco bardziej wymagającą kwestią w związku z założeniem tam bloga było opracowanie szaty graficznej, których Hakostwo doczekało się już trzech (pierwsze dwie szybko przestały mnie satysfakcjonować, stąd kolejne wersje).
Skavenblight: W tamtych czasach to było najprostsze rozwiązanie, a ja słabo znam się na sprawach technicznych i nie chce mi się nimi zajmować. Nie przywiązuję dużej wagi do formy (wyglądem bloga zajmuje się mąż), więc mogę poświęcić maksimum czasu na treść.Jak często sprawdzasz licznik odwiedzin? Czy popularność bloga ma dla ciebie znaczenie, jeśli tak to jak promujesz swój blog w sieci?
Kapitan Hak: Powiem szczerze, że bardzo rzadko sprawdzam liczniki odwiedzin i wszelkie inne dostępne opcje statystyczne. Z reguły wręcz zapominam o ich istnieniu. Bardziej miarodajna dla mnie jest np. rosnąca (może nie jakoś super szybko, ale jednak...) liczba komentarzy pojawiających się pod postami i zauważalnie rosnąca liczba stałych czytelników Hakostwa. Specjalnych zabiegów i działań ukierunkowanych na promowanie bloga w sieci prawdę rzekłszy nie podejmuję – raz, że średnio mam na to czas i ochotę (jak już mam czas, wole przeznaczyć go na prace stricte hobbystyczne, a nie coś, co nazywam „obsługą internetową bloga”), a dwa, że wychodzę z założenia, iż jeżeli blog okaże się poczytny (regularne aktualizacje, ciekawe materiały), to i tak czytelnicy do niego trafią.
Skavenblight: Nie sprawdzam licznika, częściej liczbę wyświetleń jakiegoś posta, bo po prostu jestem ciekawa, co najbardziej się ludziom spodobało. Nie promuję bloga w sieci poza pisaniem na nim – to chyba najlepszy sposób, robić swoje ;) Czasem wklejam linki na fora, np. jeśli ktoś szuka tutorialu, który akurat mamy. Nie mamy nawet facebooka. Popularność bloga ma znaczenie - miło, gdy ktoś go czyta - ale nie aż takie, żebym wolała poświęcić czas na promocję zamiast aktywności hobbystycznej.
Kapitan Hak: Tak, blogosferę staram się śledzić na bieżąco, ale z uwagi na różne natężenie obowiązków zawodowych i rodzinnych dość często robię to nieregularnie i zrywami, np. przeglądając czytnik RSSów z zaległymi postami na obserwowanych blogach. Taki tryb śledzenia blogosfery, w połączeniu z faktem, że przeglądam ją głównie z telefonu, niestety nie sprzyja aktywności w komentarzach. Dopisuję to jednak do listy rzeczy, które chciałbym zmienić w przyszłości, tj. trochę bardziej uaktywnić się w blogosferze. Na chwilę obecną natomiast dużo bardziej aktywna w tej materii jest Natalia.
Skavenblight: Śledzę. Z komentowaniem bywa różnie, bo czasem trudno mi coś skomentować, a nie chcę być jak kiedyś pewien użytkownik forum, który pod każdym tematem pisał tylko jeden komentarz: "Mistrzostwo świata!". Może to lepsze od hejtu ale nie wiem, czy autorom jest miło kiedy dostają w komentarzu to samo co inni? I tak piszę raczej krótko i zawsze zastanawiam się czy wypada napisać tylko dwa słowa pod pracą która zajęła komuś długie godziny? Wiem, że to głupie myślenie. Od innych nigdy nie wymagam długich wypowiedzi i dlatego staram się mimo wszystko komentować regularnie. Wychodzi mi to nieźle, jeśli ktoś publikuje z podobną częstotliwością jak ja. Trochę gorzej, kiedy ktoś jest aktywny codziennie, wtedy przegapiam sporo wpisów, bo nie nadążam.Swojego bloga prowadzisz od wielu lat, jak oceniasz poziom komentarzy publikowanych przez internautów? Jak zmieniało się to na przestrzeni lat?
Kapitan Hak: Poziom komentarzy oceniam, krótko mówiąc, pozytywnie. Mam w ogóle takie wrażenie, że w blogowych komentarzach z reguły mniej jest anonimowości, za to więcej odpowiedzialności za własne słowa niż np. na forach internetowych. Może wynika to z faktu, że internauci najczęściej piszący komentarze na naszym blogu również są twórcami i gospodarzami własnych blogów. Czy coś się zmieniło przez lata? Jakościowo moim zdaniem nie, co najwyżej ilościowo – średnia ilość komentarzy pod statystycznym postem powoli, bo powoli, ale jednak rośnie.
Skavenblight: U nas zawsze było spokojnie. Nie pamiętam psychofanów ani hejterów, może raz w życiu, ale w sumie jednorazowy hejter to nie hejter, bo żeby zasłużyć na to miano, trzeba się przyczepić na dłużej. Nawet spamboty dawały nam spokój. Poziom był i jest kulturalny, choć komentarze zwykle są zdawkowe, ale nie mam pretensji, bo sama rzadko piszę długie. Zmieniła się liczba komentarzy, ale to normalne przy wzroście popularności bloga.
Kapitan Hak: Mam w pamięci trochę komentarzy, ale nie powiedziałbym, żeby któryś z nich jakoś szczególnie mi w niej utkwił. Natomiast do grupy tych bardziej wyróżniających się zaliczyłbym niewątpliwie komentarze pojawiające się niekiedy pod bardzo starymi postami (bywa, że i 5 lat po publikacji), z reguły zawierające jakieś szczegółowe pytania o rzeczy, których już dawno nie pamiętam :P.
Skavenblight: Niespecjalnie. Tak jak wspomniałam, w komentarzach zawsze było raczej spokojnie i kulturalnie. Nie było nic co wyróżniłoby się w szczególnie dobry lub zły sposób.
Czy masz jakieś ulubione blogi, które regularnie odwiedzasz? Jeśli tak to które?
Jak dużo czasu poświęcasz na hobby? Masz swój warsztat?
Kapitan Hak: Jest kilka, czy też kilkanaście takich blogów. Regularnie staram się je dodawać do "polecanych" na Hakostwie. Ogólnie lubię, jak jest treściwie (mało zapychaczy i lania wody... tak, wiem, przygania kocioł garnkowi :P) i różnorodnie (figurki, makiety, zasady, felietony, różne ciekawe projekty modelarskie itp.). Bardziej też zwracam uwagę na treść bloga niż na jego formę. "Wypasiony layout" na dłuższą metę nie przykryje ubogiej treści – na szczęście mało znam blogów z taką przypadłością i w dodatku większość z nich nie należy do naszej rodzimej blogosfery.
Skavenblight: Wszystkie, do których linki są na blogu w "polecanych". Nie umieszczam ich tam tylko dlatego, że je polecam, ale także po to, by mi nie zaginęły i motywowały do odwiedzin ;) A czy któryś z nich jest ulubiony – trudno powiedzieć, raczej nie. Każdy ma swój niepowtarzalny styl i do każdego lubię zajrzeć.
Kapitan Hak: Poświęcam na hobby zdecydowanie mniej czasu, niż bym sobie tego życzył. Mam wręcz wrażenie, że wprost proporcjonalnie do liczby pomysłów na nowe projekty ten czas się kurczy. Mimo wszystko z reguły staram się przysiąść nad figurkami minimum na pół godziny dziennie – niestety ostatnio wymiernych efektów moich prac na blogu nie widać, może dlatego, że na warsztacie mam głównie prace „zakulisowe”, takie jak szykowanie figurek do malowania, odlewanie itp. Warsztat rozumiany jako biurko z niezbędnym osprzętem jak najbardziej mam; na podorędziu, w zasięgu ręki, znajduje się większość naszych półek, szafek, szuflad i pudełek z zapleczem hobbystycznym. Natomiast większość prac makietowych wolę prowadzić na większym stole w dużym pokoju, gdzie mam zdecydowanie większą przestrzeń do dyspozycji. Z kolei np. odlewanie i wszelkie inne bardziej uciążliwe chemicznie prace przeniosłem jakiś czas temu do warsztatu w domu rodziców.
Skavenblight: Mam przenośny warsztat malarski. Czasu poświęcam dużo, zwłaszcza od pół roku, odkąd nie maluję już na zamówienie i hobby jest wolne od motywów ekonomicznych. Zdarza się kilka godzin dziennie, jednak mam też dni wolne, bo zbyt ostra dyscyplina w tych sprawach na dłuższą metę mnie zniechęca. Zarazem muszę też pilnować regularności, by nie wypaść z rytmu, bo plan dnia nie znosi próżni i zawsze znajdzie się coś, co można by zrobić zamiast malowania.
Kapitan Hak: Szukając nowych produktów do warsztatu w pierwszej kolejności rozważam, czego mi dokładnie potrzeba, a dopiero potem sprawdzam, jakie firmy mają to w ofercie, jaki jest wybór, jakość konkurencyjnych produktów itp. W praktyce w warsztacie mam narzędzia i materiały z najróżniejszych źródeł, niekoniecznie wcale powiązanych z hobby figurkowym – równie dobrze mogą to być rzeczy nabyte w markecie budowlanym, osiedlowym kiosku, czy w sklepie z zabawkami. Generalnie wychodzę z założenia, że spora część rzeczy sprzedawanych z dopiskiem „modelarski” w nazwie, albo opatrzonych logo znanego producenta, jest do kupienia – często taniej, lepiej i w większych ilościach – jako „zwykły” produkt. Dobrym przykładem są tu np. kleje, masy, narzędzia modelarskie, a także farby i lakiery w spreju w puszkach. Jeżeli jednak już miałbym wskazać coś z posiadanych przez nas produktów zakupionych od branżowych firm na pewno sporo u nas Vallejo i GW, ale głównie jeżeli chodzi o asortyment malarski (farbki, washe itp.).
Skavenblight: Chyba nie lubię eksperymentować. Przyzwyczaiłam się do określonych farbek. Głównie używam Vallejo, część z linii Game Color, a część z Model Color. Rzadko zadowalają mnie odpowiedniki z innych linii lub firm i źle przyjmuję wieść, że któraś z moich ulubionych farbek została wycofana. Mam też sporo farbek GW, ale moim największym dziwactwem było kupienie technicali – nie na sztuki, od razu porwałam się na zestaw. Tu rzeczywiście zachciało mi się eksperymentu. Części tych farbek używam regularnie, innych rzadko, kilku wcale. Z jednej strony nie żałuję zakupu, z drugiej – już chyba nie kupię niczego, co nie jest naprawdę potrzebne i sprawdzone, bo szkoda miejsca w domu.Jesteś bardziej modelarzem, kolekcjonerem czy graczem?
Kapitan Hak: Zdecydowanie modelarzem. Z modelowania najwięcej u mnie (w tej kolejności): składania i konwertowania figurek, budowania i malowania makiet, ponadto odlewania, a ostatnio nawet doszło do tego nieśmiało rzeźbienie, do którego ciągnęło mnie od dawna. Natomiast obecnie brak w tym zestawieniu malowania.Kolekcjonerem w pewnym sensie też jestem – o tyle, o ile cieszy mnie stale zwiększająca się liczba figurek, jakimi dysponujemy, a wraz z nimi zwiększająca się liczba możliwości np. w zakresie gier. Natomiast raczej nie należę do grona kolekcjonerów, którzy wydaliby konkretne pieniądze na z dawien dawna nieprodukowaną, ale bardzo pożądaną figurkę. Z wymienionych w pytaniu ról paradoksalnie w najmniejszym stopniu jestem graczem. Pewnie będzie to dla Was zaskoczeniem, ale nie grałem już w żadną grę bitewną od wielu miesięcy (chyba że Dreadfleet, albo Zombicide uznamy za quasi-bitewniaki...). Nie to, że nie lubię grać. Wprost przeciwnie. Po prostu szeroko rozumiane przygotowanie do gry sprawia mi nawet jeszcze większą radość, a okazje do gry jakoś rzadziej się nadarzają.
Skavenblight: Modelarzem, z kolekcjonerstwa wyleczył mnie brak miejsca, a granie zdarza się zbyt rzadko. Ubolewam, bo chętnie wygospodarowałabym na nie więcej czasu. Niestety na krótką chwilę malowania zawsze znajdzie się czas, a na grę już tylko od święta. Modele w większości stoją w gablotkach, więc goście mogą podziwiać. Niestety jest tam dość spory bałagan, tj. dominuje jeszcze stare podejście, że wystawiam na widok wszystko, co tylko pomaluję. Kiedyś tak robiłam, gdy figurek było mało. Teraz skłaniam się ku wystawianiu tylko tego, co mi się naprawdę udało lub tego, co mimo upływu czasu wciąż mi się podoba, czyli stare i mniej lubiane modele powędrowałyby do walizki. W walizkach mamy już wiele figurek niedokończonych lub malowanych bardzo dawno, czas płynie, więc ich liczba pewnie się powiększy. Ale i liczba tych w gablotkach będzie rosła, bo na razie cały czas maluję.
Kapitan Hak: Ciśnie mi się przeczytana gdzieś kiedyś w Internecie odpowiedź jednego hobbysty: "inspiracje czerpię z książki kucharskiej oraz z teledysków Michaela Jacksona". A na serio... Jak już pisałem, z regularnością przeglądania figurkowej części Internetu bywa u mnie różniście, ale jak już przeglądam, to staram się wychwytywać interesujące i potencjalnie przydatne w przyszłości materiały (wszelakie fotki, tutoriale, artykuły) i katalogować je na dysku, celem wykorzystania jako inspirację w przyszłości. Przez lata trochę się tego nazbierało i chociaż ilościowo chwilami jest tego aż nadto, to wiem mimo wszystko, że przykładowo, gdybym chciał wziąć się za budowę np. makiety lasu, na dysku już czeka na mnie odpowiedni folder ze zdjęciami i zapisanymi tutorialami. W praktyce nie zawsze sięgam przy rozpoczynaniu nowego projektu po zgromadzone inspiracje, a raczej idę bardziej w improwizację, zwłaszcza przy mniej złożonych projektach. Jeżeli jednak porywam się na coś większego, mimo wszystko staram się trochę do tego przygotować – zarówno przeglądając wcześniej materiały poglądowe, jak i przygotowując – nie powiem, że szkice, bo w rysunku jestem słaby – ale chociaż jakieś notatki i listy rzeczy, jakie mam zrobić, na jakie zwrócić uwagę, jakie efekty osiągnąć itp.
Skavenblight: Czasem szukam zdjęć figurki, by upewnić się, że dobrze widzę wszystkie detale. Kolorystyka jest dla mnie ważna, dlatego w razie problemów ustawiam farbki obok siebie, żeby sprawdzić, czy wszystko pasuje. Inspiruje mnie cały świat wokół i raczej nie muszę już dodatkowo szukać żadnych inspiracji. Chociaż na blogach czasem znajdę coś, co mnie zainspiruje, ale dzieje się to niejako przy okazji, bo nie z taką motywacją czytam blogi.
Jaką figurkę chciałbyś pomalować jeszcze raz?
Kapitan Hak: Jakąkolwiek ;). A na serio: figurek nie maluję już (niestety) od ponad dziesięciu lat (nie liczę np. znaczników), bo mając aktywnie malującą Żonę się w tej materii rozleniwiłem. Zamierzam jednak wrócić wreszcie do malowania, pod okiem Natalii jako nauczycielki malarstwa, ale póki co na zamiarze się skończyło – jakoś zabrakło póki co czasu i motywacji, by otworzyć nową linię modelarskiego frontu, jaką bez wątpienia byłoby malowanie.
Skavenblight: Większość figurek mogłabym pomalować jeszcze raz, mam dużo pomysłów na kolorystykę i z żalem wybieram ten jeden, nie zawsze jednoznacznie najlepszy. Jedną z takich figurek była Marianna Chevaux do Mordheim, to chyba najlepszy przykład, ale nie jedyny. Lubię też bardzo stare modele krasnoludów, nigdy mi się nie znudzą.Jakiej figurki nie chciałbyś pomalować ponownie?
Kapitan Hak: Jako że dawno nie pomalowałem żadnej figurki, pozwolę sobie sięgnąć do dość dalekiej przeszłości, kiedy to zdarzyło mi się malować np. plastikowe figurki-klony z bodajże czwartej, czy piątej edycji WFB. Wychodziły z reguły koszmarnie i nawet teraz po latach, jakbym wrócił do malowania z asystą Natalii, wolałbym się trzymać od nich z daleka.
Skavenblight: Wózka do bandy Merchant Caravan. Monumentalny model i konwersja szaleńca na miarę Mordheim (co jest komplementem), ale zmordował mnie strasznie. Chyba po prostu wolę malować małe modele, za to w większej liczbie, niż wielkie maszyny czy potwory, których ukończenie zajmuje tygodnie.W twojej kolekcji znajduje się sporo modeli, wyprodukowała je jedna firma czy pochodzą z różnych źródeł? Czym kierujesz się podczas wyboru figurki? Produkty której firmy polecasz?
Kapitan Hak: Tak jakoś wyszło, że gust figurkowy kształtował mi się przez lata głównie w oparciu o figurki jednej, wiadomej, firmy tworzącej przez lata najpopularniejszy z bitewniaków. Modele, które najbardziej trafiają w mój gust, to jakoś tak czasy od piątej do siódmej edycji owej gry, ze szczególnym uwzględnieniem chyba najbardziej przeze mnie lubianej edycji szóstej oraz oczywiście modeli do Miasta Potępionych. Później niestety ów producent coraz bardziej zaczął rozmijać się z moim gustem, a obecna era „superbohaterów” to już jakoś zupełnie nie moje klimaty... W każdym razie chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że dokonując oceny, czy dana figurka mi się podoba, mniej lub bardziej świadomie porównuję ją ze staroedycyjną stylistyką lubianych przeze mnie miniaturek. I jeszcze jedna ważna rzecz. Może jestem w mniejszości i możliwe, że mało kto mnie zrozumie, ale jakoś tak mam, że nadal wolę figurki rzeźbione ręcznie, np. w GSie, z wszelkimi ich niedoskonałościami oraz ograniczeniami np. ilości detali, niż superdopracowane i wyczesane w kosmos efekty prototypowania komputerowego, druku 3D, z których niektóre wyglądają bardziej jak jakieś megaszczegółowe zabawki dla wymagających, a nie miniaturowe rzeźby – dzieła sztuki. Na szczęście jest jeszcze trochę firm, zarówno polskich, jak i zagranicznych, które figurki rzeźbią tradycyjnie w masach plastycznych, a nie w wirtualnej rzeczywistości. Dodam dla porządku, żeby nie było niejasności, że możliwości, jakie daje nowoczesna technika okołofigurkowa, bardzo cenię, ale mimo wszystko pierwszeństwo ma dla mnie w dalszym ciągu tradycyjne bitewniakowe rękodzieło.
Skavenblight: Nie mam ulubionych firm. Jeśli figurka jest ładna i pasuje do swej roli to nie oglądam się na producenta. Przypadkowo większość figurek mamy z GW ale to z powodu głównego systemu, w jaki graliśmy przez lata. Do Mordheim jednak świetnie pasują modele z GW, nawet niekoniecznie te oryginalne z Mordheim - te z WFB też się nadają. Nie znaczy to, że nie dam czasem szansy modelelom Reapera czy innych firm. Dopasowanie figurki, nawet ładnej, wcale nie jest oczywistą sprawą. Kupuję figurki do gry, więc muszą być do grania, a nie wyglądać jak pomniki o postawienia na półce. Dobrym przykładem są figurki z Dark Sword Miniatures – piękne, ale do grania jakoś mi nie pasują. Modele w bandzie powinny też pasować do siebie, żeby nie stanowiły jakiejś dziwnej zbieraniny tylko spójną całość. Kieruję się też stosunkiem jakości do ceny, ale bez przesady - nie wydam majątku na coś bardzo drogiego nawet jeśli jest odlane ze złota bez żadnego pęcherzyka powietrza. Za to mogę kupić coś "biedniejszego" jeśli jest tanie a brak detali danemu modelowi nie przeszkadza. Taką serią jest dla mnie Bones Reapera. Proste modele pająków, szczurków czy innych zwierząt wyszły tam fajnie, a przy tym są tanie.
Kapitan Hak: W tej kwestii jestem monotematyczny, wręcz nudny – nieprzerwanie od lat moim ulubionym uniwersum jest warhammerowy Stary Świat, ten klasyczny, sprzed "Czasów Końca" i późniejszych kreacji spod szyldu Sigmara. Pierwszym zetknięciem się z tym uniwersum były czasy pierwszej edycji WFRP, jednakże najbardziej klimatem odpowiadały mi czasy drugiej edycji WFRP/szóstej edycji WFB.Jeżeli chodzi o system, to również i w tej kwestii nie będzie sensacji, a wręcz powieje nudą. Zacząłem przygodę z bitewniakami od Mordheim i pomimo faktu, iż obecnie nie gram już w niego za często, nadal jest moim ulubionym systemem. O dziwo, jeszcze mi się nie znudził – może trochę z przyzwyczajenia i sentymentu, może też dlatego, że jest moim zdaniem wyjątkowo podatny na „modowanie” - nowe zasady, scenariusze, settingi, łatwą i przyjemną możliwość połączenia np. z Warhammer Skirmish z 6 ed. WFB (zresztą marzą mi się w przyszłości takie hybrydowe rozgrywki Mordheim z WFB 6 ed., z potyczkami na nieco większą skalę, oblężeniami i bitwami rzecznymi/morskimi.
Skavenblight: Warhammer, bogactwo i klimat Starego Świata nadrabiają niedostatki gier, których akcja się w nim toczy.W jaką grę chciałbyś zagrać ponownie, ale z różnych powodów nie możesz?
Kapitan Hak: Odpowiedź będzie pewnie zbieżna z tą udzieloną przez Natalię. Chciałbym ponownie zagrać w Gorkamorkę, ale tym razem na poważnie, tj. na porządnie przygotowanych makietach i figurkach, a tymczasem nasze przygotowania do rozgrywki w ten system póki co są w powijakach i z różnych przyczyn muszą na razie cierpliwie poczekać.Poza tym chciałbym jeszcze bardzo zagrać w Warhammer Questa (tą klasyczną wersję sprzed lat), ale z racji, iż nie posiadam egzemplarza tej gry musiałbym go albo nabyć za sporą ilość złotych koron, albo znaleźć kogoś, kto go ma, albo ewentualnie zmajstrować zestaw do gry we własnym zakresie.
Skavenblight: W GorkaMorkę. Zrobiła na mnie dobre wrażenie kilka lat temu, ale banda, którą wtedy zrobiłam, wygląda strasznie, musiałabym robić całość od nowa. Za dużo pomysłów, a za mało konkretów. Nie mam też pojazdów, makiet, słowem – strona modelarska, dla mnie najważniejsza, po prostu leży. Finansowo to nie problem, bo orków do WH40k mamy dużo, jednak czasowo nie dalibyśmy chwilowo rady. System został odłożony na lepsze czasy.W jaką grę nie chciałbyś zagrać ponownie?
Kapitan Hak: Ponownie moja odpowiedź będzie zbliżona do tej udzielonej przez Natalię ;)... Nie mam już zupełnie ochoty grać w Necromundę, choć swego czasu przymierzaliśmy się do tego systemu dość poważnie (dwie oryginalne bandy wciąż gdzieś zalegają u nas w figurkowych archiwach, ale liczymy się z tym, że prędzej czy później pewnie trafią np. na eBaya). Dodatkowo, swego czasu przymierzaliśmy się również do Warhammera 40k, ale nie zaszliśmy w przygotowaniach zbyt daleko, pomimo zakupu ze dwóch podręczników i kilkudziesięciu figurek orkuff. W obu przypadkach w końcu doszliśmy do wniosku, że to jednak nie nasz klimat, a czas, energię i pieniądze, jakie przeznaczylibyśmy na te gry, z powodzeniem można poświęcić na bardziej satysfakcjonujące nas projekty.
Skavenblight: W Necromundę. Swego czasu bardzo mi się spodobała, nawet mam pomalowany gang, ale jednak nie czuję do końca jej klimatu. Poza tym zniechęciły mnie nieco zasady, za bardzo podobne do Mordheim, by mogły być obiektywnie dobre, a jednocześnie za mało podobne, by mogły mi się podobać ;)
Kapitan Hak: Żona siedzi wspólnie ze mną w hobby – zresztą na tym polega Hakostwo ;). Dość aktywnie hobbystycznie działa też mój brat (w 2006 r. nawet udało mu się zdobyć Golden Demona w kategorii Youngblood :P), choć w Internecie udziela się raczej mało i w blogosferze się go nie uświadczy... a trochę szkoda. Moi rodzice hobby akceptują, szanują, a nawet okazjonalnie aktywnie wspierają poprzez takie działania jak np. udostępnienie miejsca do warsztatu/grania w swoim domu, czy też odkładanie materiałów makietowych do naszego użytku. Co do teściów – trudno mi jednoznacznie powiedzieć, ale wydaje mi się, że cieszą się, że ich córka potrafi ładnie malować tak małe figurki.
Skavenblight: Mąż oczywiście jest szczęśliwy, dzieci będą wychowywane w duchu szacunku do hobby. Rodzice zawsze chętnie oglądają figurki, chociaż to też pole do narzekań – ale bez tego znaleźliby inny temat, nie może być za słodko, więc nie ma się co przejmować.Uczestniczysz w wydarzeniach związanych z grami bitewnym? Turnieje, konwenty? Jeśli tak, to jakie wydarzenie polecasz/wspominasz najlepiej?
Kapitan Hak: Swego czasu, tj. jakoś od 2005 r., od ówczesnego "Bazyliszka", jeździłem na sporą część turniejów Mordheim w Polsce – bardzo miło wspominam te starsze, lubelskie, oraz te nowsze, w Zgierzu. Dodatkowo współorganizowałem (rzadziej uczestniczyłem jako gracz ;)) turnieje Mordheim skupione wokół klubu gier bitewnych Dębowa Tarcza w Warszawie. Mieliśmy ich na koncie dobrych kilka od 2007 r. do 2015 r. Nie ma chyba turnieju, którego bym dobrze nie wspominał – każdy z nich było to niezapomniane przeżycie hobbystyczne i towarzyskie, i to zarówno kiedy występowałem na turnieju jako gracz, jak i jako organizator.Czy mogę coś polecić? Wydaje mi się, że czasy świetności turniejów Miasta Potępionych już bezpowrotnie minęły. Napisałbym: niestety, ale wydaje mi się, że po prostu taka kolej rzeczy i nie ma co nad tym biadolić – jak na „martwy” system i tak ostały się długie lata. Prywatnie i tak niespecjalnie miałbym już ochotę na udział w kolejnych turniejach – czuję, że już się solidnie nagrałem na tego typu wydarzeniach i pomimo bardzo miłych wspomnień zwyczajnie póki co mi wystarczy.Cieszy mnie natomiast bardzo fakt, że po sąsiedzku z Mordheim uroki grania turniejowego odkrywają od stycznia tego roku gracze Warheim FS – miło popatrzeć, że sztafeta turniejowego grania skirmishowego w realiach Starego Świata pójdzie tym samym dalej.
Skavenblight: Kiedyś jeździłam na większość turniejów Mordheim w Polsce – nie było ich wszak nigdy zbyt wiele. Wiele z nich odbywało się na konwentach, więc i na tych z konieczności bywałam, choć rzadko wychylałam nos poza turniej (wyjątkiem był Polcon 2007, ale on trwał aż cztery dni). Najlepiej pod względem towarzyskim i klimatycznym wspominam turnieje lubelskie – tam wszystko, od momentu wejścia do busa/pociągu do Lublina, było niezapomnianą przygodą. Fajnie było też organizować turnieje, choć był to niemały wysiłek. Ostatni turniej, w którego organizacji brałam udział, miał miejsce rok temu. Raczej nie będę już mieć chęci ani możliwości współudziału w kolejnych, ale też środowisko nie żąda ich już tak, jak jeszcze 5 lat temu. Ludzie się zmienili, mają teraz inne preferencje, możliwe, że formuła turniejowa chwilowo lub trwale się w Mordheim wyczerpała, mimo że sam system wciąż ma grających aktywnie fanów.
Kapitan Hak: Wiem, że na to pytanie odpowiedziała już dość obszernie Natalia, więc co najwyzej uzupełnię jej wypowiedź. Na chwilę obecną nie za bardzo widzę opcję publikowania Karak Zorn rozumianego jako kompletny, ładnie złożony PDF z gruntownie przetestowanymi zasadami do zassania - zresztą, kto by w to grał poza autorami? Nawet w czasach dużo większej świetności Mordheim liczyliśmy się z tym, że będzie to raczej suplement niszowy, dla koneserów. Niemniej jednak zamierzam kontynuować KZ jako swego rodzaju hobbystyczno-modelarski projekt i przynajmniej raz na jakiś czas majstrować pod jego szyldem jakąś nową figurkę, makietę, czy inszy znacznik. W tym celu planuję nawet wskrzeszenie strony WWW KZ, co by posty tematyczne były w jednym, dedykowanym temu projektowi, miejscu. Prędzej czy później pewnie też ponownie zagramy w KZ w zaciszu domowym – najchętniej widziałbym te rozgrywki w formie gier narracyjnych, w miarę możliwości z udziałem Mistrza Gry. Przy odrobinie starań może wyjdzie z tego coś pomiędzy grą RPG, klasycznym Mordheim, a Warhammer Quest.
Skavenblight: Nie wiem, czy doczekają – prace trwają od 8 lat, ale z bardzo dużymi przerwami i zmianami w składzie ekipy, w życiu poszczególnych jej członków itd. W 2008 roku byliśmy w zupełnie innej sytuacji rodzinnej i zawodowej, podobnie jak wszystkie osoby, które były lub są nadal w ekipie autorów dodatku. Przez większość czasu był to projekt poboczny, na krótki (choć intensywny twórczo) okres stał się projektem głównym, potem jednak wrócił na swoje miejsce w hierarchii. Dodatek rozrósł się bardzo i to w każdą stronę: ilość band, zasad kampanii, scenariuszy, przedmiotów, najemników, Postaci Dramatu... do tego potężny bestiariusz. Nie mamy w domu porządnego zrujnowanego miasta, za to ładny stół do Karak Zorn, więc gdybyśmy intensywnie grali, to pewnie w KZ. Ale że z graniem u nas słabo, to i z najpotrzebniejszym obecnie etapem prac - testami – też nie jest dobrze. Zasady są kompletne w 99%, ale przetestowane na razie tylko w jednej kampanii i tylko przez część band. Nie da rady wypuścić czegoś tak niesprawdzonego w świat. Albo robimy to dobrze, albo wcale. Karak Zorn rozwijamy, ale modelarsko poprzez drobne dodatki, takie jak znaczniki skarbów czy stwory z bestiariusza (band na razie więcej nie robimy). Nie sądzę, by coś tu się zmieniło, chyba że inni autorzy podejmą pracę nad dodatkiem i zrobią to, czego my z różnych względów na razie nie możemy.Gdzie widzisz siebie hobbystycznie za 5 lat?
Kapitan Hak: Kolejne lata widzę jako odwrót od grania publicznego w ramach klubu i turniejów (to już się zaczęło, a właściwie powinienem napisać: skończyło) i zwrot ku spokojnemu, za to klimatycznemu graniu w gronie rodziny i znajomych... Tak, wiem, że gramy obecnie niewiele (patrz: jedno z poprzednich pytań), ale chciałbym, by w przyszłości było go jednak trochę więcej. W tym celu bez wątpienia musiałbym popracować nad zapleczem do gier w naszym domu – zaniedbałem tę materię przez lata grania klubowego. Wiem też, że kolejne lata będą bardzo wymagające, jeżeli chodzi o znajdywanie czasu na hobby, ale przykłady wielu znanych mi mężów i ojców, którzy elegancko godzą obowiązki rodzinne z przyjemnościami hobbystycznymi, utwierdzają mnie w przekonaniu, że to się może udać. Czuję jednak, że będę musiał – z ciężkim sercem i pomimo wielu pomysłów – raczej w sposób zdecydowany ograniczyć liczbę projektów okołobitewniakowych, jakie realizuję, bo lepszy jeden, dwa ukończone, niż dziesięć rozgrzebanych.
Skavenblight: W domu z mężem i dziećmi, nastawiam się na spokojne zajmowanie się hobby (czyli głównie modelarstwo i czasami granie) wśród rodziny i najbliższych przyjaciół.Gdybyś miał taką możliwość - jaką książkę lub film chciałbyś zobaczyć w wydaniu figurkowym?
Kapitan Hak: Książka kucharska w wydaniu figurkowym może być? Czy telefoniczna? ;) Co do filmu, to interesującym eksperymentem mogłoby być przeniesienie popularnych obecnie paradokumentów w klimaty bitewniakowe ("Trudne sprawy" jako skirmish). A na serio... podejdę do odpowiedzi na pytanie trochę niekonwencjonalnie, choć w pewnym sensie może mało oryginalnie, zakładając, że najpopularniejsze serie fantasy i sci-fi z reguły już mają swoje figurkowe, czy bitewniakowe odpowiedniki, więc nic nowego tu nie wymyślę... Otóż zawsze lubiłem warhammerowe, książkowe, przygody Gotreka i Felixa i zawsze chciałem je jakoś odzwierciedlić w rozgrywkach na bitewnym stole – tj. nie tyle odgrywać sceny znane z powieśći, co tworzyć nowe przygody z udziałem tej dwójki bohaterów. Sądzę, że w ramach pogrywania w starsze edycje Młotka (również w wersji skirmish), będę miał tę koncepcję na uwadze.
Skavenblight: Pieśń Lodu i Ognia. Nie tylko figurki, bo takie już istnieją, ale całą grę, podręcznik, plastikowe regimenty, metalowych bohaterów i inne uroki prawdziwego bitewniaka. Chciałabym, żeby było to czymś więcej niż odtwarzaniem bitew z książki i aby absolutnie nie miało nic wspólnego z tym heretyckim ostatnio serialem ;)
Kapitan Hak: Zapytałbym o to, jak znajduje i rozplanowuje sobie czas poświęcany na hobby – dla mnie to temat wciąż aktualny, pracuję w tej materii nad sobą i cudze doświadczenia mogą okazać się dla mnie pomocne i inspirujące.
Skavenblight: Jeśli koniecznie musiałabym o coś zapytać, to o stosunek do Age of Sigmar, ostatnio prawie wszyscy o tym pisali ;)I który z wyWrotowców powinien być bohaterem następnego wywiadu?
Kapitan Hak: Trudno mi tu wytypować jakąś jedną konkretną osobę... Przypuszczam zresztą, że jeżeli seria wywiadów „Między młotem a kowadłem” się utrzyma, czego Wam życzę, to i tak prędzej czy później wywiadu z daną osobą się doczekam. Prywatnie na pewno chętniej bym poczytał wywiad z wyWrotowcem mi znanym, choćby z sąsiedniego bloga, niż z kimś, kogo nie kojarzę.
Skavenblight: Przepytajcie kogoś starego i doświadczonego, nie wiem – Inkuba albo Yoriego. Może nie pisali o AoS, ale powinni przeżyć ten krzyżowy ogień pytań ;)A może chcesz napisać jeszcze coś od siebie?
Kapitan Hak: Skoro już pytałem o organizację czasu pracy, z własnego doświadczenia doradzę: lepiej oprzeć się pokusie rozpoczynania zbyt wielu projektów naraz, i dobrze jest też zachować systematyczność – chociaż te pół godziny na hobby dziennie...
Skavenblight: Nie kręci mnie Age of Sigmar ;)
Dziękujemy za wywiad. Życzymy Wam wielu kolejnych sukcesów, udanych projektów i wszystkiego tego czego potrzebujecie!
Zakończenie...
...czyli do następnego razu.
...a szanownemu państwu-draństwu dziękujemy za lekturę.
Jeśli podoba się Wam ten cykl dajcie znać w komentarzach oraz udostępnijcie wpis na portalach społecznościowych.
Ach, zapomniałbym! Który z wyWrotowców zgodnie z życzeniem szanownego państwa-draństwa miałby być bohaterem kolejnego wywiadu?
Jeśli podoba się Wam ten cykl dajcie znać w komentarzach oraz udostępnijcie wpis na portalach społecznościowych.
Ach, zapomniałbym! Który z wyWrotowców zgodnie z życzeniem szanownego państwa-draństwa miałby być bohaterem kolejnego wywiadu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz