Storytel na swojej stronie zapowiedział powieść i streścił fabułę w następujący sposób:
Czy można odzyskać to, co miało pozostać zapomniane?
Były prokurator IPN Jakub Kania zostaje uwikłany w brutalną rozgrywkę, w której stawką jest odnalezienie wyjątkowego brylantu Schwartzmana i kontrola nad światowym rynkiem diamentów. A wszystko się zaczyna, kiedy Instytut Pamięci Yad Vashem w Jerozolimie zwraca się do Kani z nietypowym zleceniem: chodzi o odnalezienie miejsca, w którym pochowano grupę holenderskich Żydów zamordowanych w czasie II wojny światowej.
Na początku wydaje się, że śledztwo dotyczy przede wszystkim pamięci o ofiarach Zagłady. Słowa „miejsce i imię” – po hebrajsku jad waszem – to bowiem pytanie o godność, przyszłość i cenę, jaką trzeba zapłacić, by odkryć prawdę. Ale bardzo szybko się okaże, że w tej historii jest drugie dno: w zapomnianym obozie pracy na Górze Świętej Anny, gdzie zginęli holenderscy Żydzi, działała tajna szlifiernia diamentów – przerażający projekt, wykorzystujący zagrabiony majątek więźniów transportowanych do Auschwitz.
Trop prowadzi Jakuba Kanię przez historię pełną przemilczeń, śmiercionośnej ideologii i ludzkich namiętności – od Amsterdamu lat 20., przez nazistowskie Niemcy, po współczesną Europę. Powieść trzyma czytelnika w napięciu aż do ostatniej strony i zaprasza do odnajdywania śladów autentycznych wydarzeń, miejsc i postaci.
W prozie Siembiedy zacierają się granice między śledztwem a elegią. Miejsce i imię nie zaczyna się od eksplozji, pościgu ani trupa z nożem w plecach — choć trupów tu nie brakuje — ale od pytania: gdzie leży pamięć? Kiedy były prokurator IPN Jakub Kania dostaje zlecenie od Yad Vashem, wszystko wskazuje na standardową sprawę z pogranicza historii i etyki. Ale Siembieda nie byłby sobą, gdyby nie rozszczelnił tej opowieści i nie wypuścił z niej lawiny: neonazistów, szlifierni diamentów, byłych agentów KGB, i całego tego dobrze naoliwionego mechanizmu, który miażdży nie tylko bohaterów, ale i czytelnika. W tle: Góra Świętej Anny, znowu Polska, gdzie czas nigdy nie chce umrzeć, a historia wciąż krwawi pod paznokciem współczesności. I jak zawsze: człowiek. Jeden – Dawid Schwartzman – wybrzmiewa tu niczym fugowana nuta bólu i geniuszu, o którym świat nie chce pamiętać, dopóki nie trzeba mu ukraść brylantu.
Siembieda znowu gra w swoją ulubioną grę – wciąga czytelnika w śledztwo, po czym zrzuca na niego pół wieku przemilczeń, namiętności i narracyjnych fałszywek. Nie ma tu taniego efekciarstwa, nie ma bohaterów rodem z reklam pasty do zębów. Jest Jakub Kania, którego największym supermocarstwem są inteligencja i szacunek wobec historii – tej ludzkiej, brudnej, poplątanej. Opowieść o zagładzie i pamięci miesza się tu z opowieścią o rynkach diamentów, tożsamości i zdradzie, w której każdy uśmiech kosztuje, a każda informacja ma wagę życia. Miejsce i imię to nie tylko sensacja z duszą — to literatura z moralnym rdzeniem. I choćby bohaterowie czasem byli zbyt krystaliczni, a złoczyńcy przerysowani, to całość działa jak dobrze wyszlifowany kamień: błyszczy, rani, zostaje w dłoni.
Więcej o powieści możecie przeczytać także na portalu portal kryminalny oraz zaczytasy.
W chwili gdy piszę tego posta, czytany przez Mariusza Banaszewskiego audiobook oceniło 20 osoby, a w 5-stopniowej skali ocena wynosi 4.9.
Audiobook na łamach serwisu Storytel znajdziecie TUTAJ.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz