Poniżej szanowne państwo-draństwo znajdzie relację z jedenastej sesji rozegranej w ramach kampanii Wewnętrzny Wróg do 1 edycji WFRP i zarazem ostatniej sesji Liczmistrza, w czasie której bohaterowie graczy będą musieli wybierać pomiędzy mniejszym i większym złem, a później zmierzą się ze Śmiercią, tracąc na zdawało by się beznadziejnej walce najlepsze lata swojego życia.
Zachęcam także do POLUBIENIA gry Warheim FS na FB,
dołączenia do BLOGOSFERY oraz komentowania wpisów!
Zapraszam także na forum AZYLIUM, które skupia graczy
Mordheim i Warheim FS.
***
Relacje z kampanii Wewnętrzny Wróg:
- Pomylona tożsamość/Noc Krwi
- Próba Magistra
- Eureka
- Pomylona tożsamość
- Cienie nad Bogenhafen
- W poszukiwaniu sławnego nieboszczyka/Na drodze
- Frugelhofen/Atak Liczmistrza
- Gospodarstwo Wernicków
- Rzeź we Frugelhofen
- Tajemnice w krypcie/Śmierć ich nie weźmie
- Próba Magistra
- Eureka
- Pomylona tożsamość
- Cienie nad Bogenhafen
- W poszukiwaniu sławnego nieboszczyka/Na drodze
- Frugelhofen/Atak Liczmistrza
- Gospodarstwo Wernicków
- Rzeź we Frugelhofen
- Tajemnice w krypcie/Śmierć ich nie weźmie
***
I w wyznaczonym czasie powstaniemy z naszych miejsc ukrycia
i zdobędziemy osady Imperium. Nasi bracia wyjdą z lasów, by zabijać i palić.
Chaos ogarnie ziemię,
a my, wybrani słudzy, zostaniemy wyniesieni w JEGO oczach.
Niech będzie pozdrowiony Tzeentch, Ten Który Zmienia Drogi.
Tu będziemy się bronić
Frugelhofen upadło, a do klasztoru La Maisontaal przybyła fala uchodźców, niosąc przerażające wiadomości o ataku Nieumarłych. Mnisi robili wszystko, co było w ich mocy próbując ratować rannych i opiekując się śmiertelnie wystraszonymi uciekinierami.
Wśród ciężko rannych znalazł się także młody Krasnolud Gorimm Gutrrisson, którego rany okazały się na tyle poważne, że mimo iż duch Khazada rwał się do walki, to okaleczone ciało odmówiło posłuszeństwa, a towarzysze musieli wlec go do położonego w kaplicy lazaretu, gdzie Padre Pierr udzielał pomocy rannym.
- Jak dla mnie, to wyglądacie dość zdrowo - Padre Pierr ostro popatrzył na Sigurda Petersona i Vulgrima Guślarza. - Zacznijmy od tego, że wciąż chodzicie, czego nie mogę powiedzieć o większości tu leżących, w tym i o waszym towarzyszu, tym młodym Khazadzie, który leży tam na podłodze. Sądzę, że wy zdołacie jakoś wytrzymać do czasu, aż będę mógł do was podejść, a tu leży kilka osób, które nie wytrzymają. Więc wybaczcie, ale najpierw obsłużę tych, którzy potrzebują najbardziej pomocy - podejdę do was gdy, będę miał chwilę czasu.
Kiedy to mówił, wieśniak którego opatrywał wyciągnął słabą, trzęsącą się rękę i wskazał na poszukiwaczy przygód.
- Nie - głos chłopa był niepewny i ledwo słyszalny. - Opatrz ich Padre Pierr. Muszą być silni, aby obronić nas wszystkich. Nic się nie stanie, jeśli zabraknie jakiegoś rolnika. - Wieśniak spogląda na awanturników, a jego oczy błyszczą nadzieją i zaufaniem. Padre Pierr miał dość, wokół roiło się od chorych i rannych, a on sam był zmęczony do granic wytrzymałości i jedyną rzeczą, jakiej teraz potrzebował był Mag i Krasnolud, którzy przyszli zakłócać spokój pacjentom.
- Powiedziałem, że przyjdę do Was, kiedy będę miał czas! Idźcie stąd i dajcie mi pracować! Odejdźcie! Róbcie barykady czy co tam innego jest do zrobienia.
Wśród uchodźców Sigurd Peterson i Vulgrim Guślarz odnaleźli natomiast Niziołka Hugo Overhilla oraz Gnoma Kvinta Brannrudsona O’Skadeli Dverga, którym udało się uniknąć poważniejszych obrażeń. Następnie omówiwszy krótko sytuację postanowili, że Vulgrim Guślarz uda się do przeora Jeana-Louisa Dintransa, a pozostali pomogą w pracach przy umacnianiu klasztoru.
Sigurd Peterson pomógł dowodzonym przez Gimbrina i Bardaka Krasnoludom podczas prac nad murach, a wiedza i doświadczenie praktykowane przez dziesięciolecia w Gildii Inżynierów przyniosły obfite owoce. Krasnolud dostrzegł też na murach szykującego się do ucieczki Cecila de Cholmondeley i odkupił od tchórzliwego Albiończyka sztylet, którym ten zniszczył kilka godzin wcześniej Nieumarłego.
Za pozostałe pieniądze wynajął Shalyir Moonhand, elfia najemniczka także szykowała się do opuszczenia murów La Mainsontaal.
- Ha! Wiele czasu minęło, odkąd proponowano mi śmierć za tak małą sumę. Mimo to sądzę, że jestem coś winna tym podłym stworom - więc jako resztę zapłaty wezmę zemstę. Poza tym, nie mogę chyba pozwolić, żeby jakieś pokurcze nazywały mnie tchórzem, co nie? Musiałabym ich wtedy pozabijać, a to byłoby męczące i mało zabawne.
Spotkanie z przeorem
Gdy Vulgrim Guślarz skończył swoją relację Jean-Luis Dintrans spojrzał na maga.
- Sądzę, że wiem co się dzieje - powiedział. - A jeżeli mam rację, to Nieumarli na pewno przyjdą teraz do klasztoru. Ich przywódca ma tu do załatwienia pewne porachunki. Ten Liczmistrz kiedyś nazywał się Kemmler, a jego 'kariera' rozpoczęła się prawie sto lat temu, gdy rozpoczał on studia na Uniwersytecie w Nuln. Z natury samotnik, coraz bardziej interesował się tajemnymi sztukami magicznymi, które w cywilizowanych miastach muszą być z konieczności praktykowane w odosobnieniu: nekromancją, magiczną transmutacją kształtu i właściwości żywych istot i wieloma innymi straszliwymi dziedzinami magii. Przez lata i dziesięciolecia moce Kemmlera rosły, a on sam pogrążał się w deprawacji. Trwało to do momentu, kiedy władze odkryły w jego domu tajne laboratorium. Kemmler z łatwością pokonał oddział milicji, który został wysłany, by go pojmać. Wielu milicjantów uciekło w przerażeniu, gdy ich martwi towarzysze powstali, by walczyć po stronie Nekromanty. On sam uciekł z miasta zanim wezwano Magistrów Magii. Zbiegł w dół rzeki Reik, mając pogoń łowców czarownic i Magistrów Magii nie więcej niż godzinę drogi za plecami. Ponieważ wiadomość o jego ucieczce rozniosła się wzdłuż Reiku przy pomocy wież semaforowych, łączących Nuln i Altdorf, Kemmler stwierdził, że pułapka powoli się zamyka. Zawrócił na zachód i umknął w Góry Szare, kierując się ku Przełęczy Helmgarckiej i Bretonni. Kemmler odnalazł w górych oddalony od cywilizacji klasztor La Mainsontaal, którego obecnie jestem przeorem. Nasi mnisi przyjęli go uprzejmie, więc sądził, iż w końcu znalazł chwilowo bezpieczne schronienie. Mylił się. Przeor Rene de Muscadet był także Mistrzem Magii Kolegium Bursztynu, a wiadomości o Kemmlerze zdążyły już do niego dotrzeć. Atak przeora zaskoczył Kemmlera. Ku przerażeniu Nekromanty, de Muscadet uderzył go Różdżką Eterycznego Rozgrzeszenia - rzadkim i potężnym przedmiotem magicznym, który na stałe pozbawia nekromantów wszystkich magicznych mocy. Oszalały z gniewu, okaleczony fizycznie i psychicznie, Kemmler zdołał uciec jedynie przy pomocy Pierścienia Lotu. Odleciał w góry, a de Muscadet myślał, że skończył z nim raz na zawsze. Chociaż Kemmler wciąż żył, jego moc została złamana, a on sam miał wkrótce stanąć przed obliczem sprawiedliwości. W góry wysłano grupy poszukiwawcze, ale nie odnalazły one Nekromanty ani martwego, ani żywego. Po kilku miesiącach poszukiwania zakończono, przyjęto, że Kemmler z pewnością zginął w górach, a jego ciało zostało zjedzone przez wilki lub inne zwierzęta. Poszukiwacze mylili się. Przez czterdzieści lat przypuszczano, że Kemmler nie żyje, lecz zaledwie dwa miesiące temu de Muscadet, bliski swej śmierci, miał wizję. Ujrzał w niej swego starego wroga - Kemmlera - i zrozumiał, że jest on na progu odzyskania swej dawnej, a może nawet jeszcze większej mocy. Zobaczył na tle górskiego krajobrazu kurhan i usłyszał nazwisko przywódcy legendarnych Błękitnokrwistych Banitów - Zwemmera. Kiedy się ocknął, wezwał mnie i powiedział mi o swojej wizji. Zmarł dwa dni później, a w chwili jego śmierci jeden z mnichów widział kruka - albinosa, odlatującego w stronę gór. To musi być on - mówi zamyślony. - Te wszystkie lata zmieniły go, ale to musi być Kemmler. A jeżeli tak, będzie chciał spalić klasztor do gołej ziemi i zabić każdego, kto jest w środku - zaryzykuje wszystko, by zemścić się na mym poprzedniku i zniszczyć to miejsce. - Przeor zamyśla się, a po chwili nieco bardziej ożywiony mówi. - Chciałbym z tobą omówić jeszcze jedno. O tej sprawie wiesz teraz tyle co każdy z nas, więc powinienem powiedzieć wszystko. Mój stary nauczyciel i poprzednik, po tym jak miał wizję Kemmlera, nie żył zbyt długo, ale powiedział mi coś jeszcze. Jak ci mówiłem, de Muscadet był biegły w sztukach magicznych, wiele lat spędził na nauce i eksperymentach. Powiedział, że wśród jego magicznych przedmiotów znajduje się pewna rzecz - która może uratować klasztor. Nie powiedział dokładnie o co mu chodzi - rzekł tylko, że zło zwalczy zło. Swą magiczną działalność utrzymywał w tajemnicy, ponieważ jeśli kogoś znęciłyby te tajemnice, mogłoby to sprowadzić jakieś niebezpieczeństwo na nas wszystkich. Wiem, że gdzieś w klasztorze jest pracownia de Muscadeta, ale wiedza o tym, gdzie dokładnie, zaginęła wraz z moim poprzednikiem. Kiedy byłem tu nowicjuszem, słyszało się pogłoski, że gdzieś w krypcie znajdowało się tajne, chronione magicznymi zabezpieczeniami i strażą wejście do pracowni mego mistrza. W imię Taala, klasztoru La Mainsontaal i samego życia, proszę Was o pójście do krypty, odnalezienie i przyniesienie tej potężnej broni, tak, by można było użyć jej do obrony naszego klasztoru. Widzę, że twoi towarzysze nie wierzą iż zdołamy utrzymać się na tyle długo, by zdążyła nadejść pomoc. Ta broń, cokolwiek to jest - może być naszą jedyną nadzieją. Zwłaszcza, jeśli to co słyszałem o poległych obu stron powstających do życia we Frugelhofen na nowo jest prawdą. W czasie kiedy wy będziecie szukać tej broni, reszta z nas będzie kończyła przygotowania do obrony. Krasnoludowie są w tym znakomici, są zorganizowani i świecą dla nas wszystkich przykładem. Z tego co wiem twój towarzysz Sigurd Peterson opłacił Elfią najemniczkę, która także będzie dla nas walczyć. Przygotowania są już mocno zaawansowane, prawie każdy dostał jeść, zdążył wypocząć i na opatrzone rany. Nikt nie wie, kiedy nadejdą Nieumarli. Proszę, pośpieszcie się.
Idąc w kierunku krypty Sigurd Peterson oraz Vulgrim Guślarz, Hugo Overhill i Kvint Brannrudsona O’Skadeli Dverga obserwowali Krasnoludów, którzy pod przywództwem Gimbrina i Bardaka podnieśli wysokość muru niemal o jeden metr i wzmocnili bramę stosami kamieni. Kilka metrów od otaczającego klasztor muru położono na ziemię słomę i gałęzie gotowe do oblania olejem i podpalenia w razie, gdyby Ożywieńcom udało się przedostać przez pierwszą linię obrony
Do krypty prowadziły obite żelazem drzwi, które otworzył Przeor klasztoru La Maisontaal. Za drzwiami znajdowały się jedynie wyciosane w skale schody, prowadzące pod powierzchnię gruntu.
- Krypta jest tam w dole - odezwał się Przeor. - Oto klucze, niestety, w niczym więcej nie mogę wam pomóc. Proszę, pośpieszcie się.
Krasnolud i Gnom bez wahania ruszyli w ciemność. Sigurd Peterson co krok mruczał pod nosem krytyczne uwagi na temat jakości prac kamieniarskich wykonanych przez budowniczych, a Gnom przyglądał się fantazyjnie zdobionym uchwytom na pochodnie, które zostały umieszczone na ścianach mniej więcej co trzy metry.
Główne drzwi prowadzące do krypty były wykonane z ciężkiego drewna grabowego, obitego płytami brązu, na których jakiś bezimienny snycerz wyrył przed wiekami motywy jeleniej czaszki. Umieszczony w drzwiach zamek bez problemu ustąpił gdy Vulgrum Guślarz przekręcił jeden z otrzymanych od Jeana-Luisa Dintransa klucz...
Zgodnie z opowiedzianą przez Przeora historią, podziemia zostały zabezpieczone kilkoma pułapkami, a drzwi prowadzące do pracowni de Muscadeta ukryte. Jednak jak powiedział mędrzec nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. I tak Krasnolud oraz Gnom, wspomagani umiejętnościami magicznymi Piromanty oraz zręcznością Wędrownego kramarza rozbroili wszystkie niebezpieczne pułapki i odnaleźli wszystkie ukryte drzwi prowadzące do tajemnych pracowni w których de Muscadet ukrył potężne artefakty w postaci Pierścienia, Żelaznego Człowieka oraz Arki Chaosu. Straceńcom udało się także przetransportować owe magiczne przedmioty i dziennik de Muscadeta do klasztornej krypty.
Poganiani przez mnichów awanturnicy ruszyli biegiem w kierunku niewidocznego klasztoru. Pośpieszną wędrówkę przerwał gwałtowny wrzask, a po nim jakieś grzechoty i szuranie, gdy z mgły wyłoniły się kroczące w stronę poszukiwaczy przygód sylwetki Nieumarłych.
Topory i miecze starły się w boju z pordzewiały orężem Ożywieńców. Sigurd Peterson oraz Vulgrim Guślarz, Hugo Overhilla i Kvint Brannrudsona O’Skadeli Dverg nie oddali pola. Weterani bitwy o gospodarstwo Wernicków, wiarusi bitwy pod Frugelhofen z ponurą determinacją natarli na Nieumarłych druzgocząc kości Szkieletów i rozbijając czaszki Zombie. Zaś przerażeni mnisi siłą musieli ciągnąć po dziedzińcu wijącego się niczym piskorz Gnoma, który z pianą na ustach miażdżył spiłowanymi zębami kości Szkieletów, na które zresztą rzucał się z zajadłością wygłodzonego psa bojowego...
Jean-Luis Ditrans szybko przeglądał dziennik de Muscadeta i w podnieceniu raz za razem wskazywał palcem na stronę, na której jego poprzednik zapisał wzmiankę o szczuroludziach. Następnie wskazał na czarną skrzynię.
- Arca Chaotis! De Muscadet raz o niej mówił - to rzadka i niebezpieczna rzecz. Tak naprawdę nigdy nie wierzyłem w jej istnienie - nie miałem pojęcia... De Muscadet pisze o szczuroludziach, idę o zakład, że ci, których spotkaliście zostali wysłani w celu odzyskania Arki Chaosu - dla nich to rzecz święta...
- Tak, jakbyśmy nie mieli dość kłopotów z Ożywieńcami... - burknął z niechęcią Sigurd Peterson.
- Mamy mało czasi, a wciąż wiele rzeczy do zrobienia - powiedział Przeor przerywając Krasnoludowi. - Według tych notatek, de Muscadet nigdy nie zdołał użyć mocy Upiorytu zamkniętego w tej skrzyni. a jest to jedyny sposób na zaktywowania Żelaznego Człowieka, poza tym Arka Chaosu ma jeszcze inne, być może przydatne dla nas moce. Ale nie mamy pojęcia, w jaki sposób trzeba ją uruchomić. - Jean Luis Dintrans przerwał na kilka chwil. - Ci Skaveni, o których mówiliście byli widziani mniej niż godzinę temu, zanim powstała ta przeklęta mgła. Wyglądało na to, że nic nie wiedzieli o Ożywieńcach - wycofali się na zachód, kiedy tylko zauważyli Nieumarłych. Nie wiem, czy czas ich pojawienia się sprawką Bogów Chaosu, czy oddziaływaniem Taala na zwierzęcą część ich umysłu. Są jednak naszą jedyną szansą. Musieli tu przyjść, by odzyskać skrzynię - miejmy nadzieję, że których z nich wie jak się jej używa. Jeśli jest jakiś grzech lub hańba - Przeor spojrzał w oczy Sigurda Petersona - w układaniu się z pomiotem Chaosu, i przez to uratować klasztor, to biorę go w całości na siebie. Chcą skrzyni, która jest w naszym posiadaniu, natomiast my potrzebujemy jej mocy. Mam nadzieję, że wiedzą jak jej używać. Odnajdźcie i sprowadźcie ich do nas.
Awanturnicy, którym towarzyszyła Shalyir Moonhand byli zbyt zmęczeni by się bać, zbyt zdeterminowani by rozważać konsekwencje ewentualnego sojuszu ze Szczuroludźmi. W ciszy, kryjąc się przed niewidzących wzrokiem Nieumarłych przedarli się do krypty grobowca i zeszli głębiej do kanałów w pobliżu których odnaleźli pracownię de Mucadeta, a później wąską śmierdzącą rurą na zewnątrz wprost w objęcia Ciemności.
W mrokach i cieniach spowijających okolicę klasztora niemal nie widzieli wąskiej ścieżki, większość drogi pokonali po omacku i pewnie nie dotarli by do celu gdyby nie wzrok Krasnoludów, które jako jedyne były w stanie dostrzec cokolwiek w otaczającej ich atramentowej czerni... A może by tak ruszyć na zachód, ku Imperium. Tam też byli ścigani ale przed wzrokiem ludzki łatwiej się ukryć niż przed ślepowidzącymi Nieumarłymi, może jeszcze jest na to czas, klasztor i tak nie...
- Nieruszaćsię. Łukidół, nieruszaćsię. Mówićmówić. - Rasskabak, Szary Prorok czekał na śmiałków, a towarzyszące mu Skaveny niczym cienie otoczyły awanturników, w ciemnościach świeciły jedynie ślepia i błyszczały siekacze Szczuroludzi. - Czegochcieć? Pocoufać człowiekmowa? Zabićkości, wziąćpudło, iśćdom? Trzechiść. Resztastać. Elfstaćjedentu. Wyoszukać elfmartwy...
- Er... witamy - Jean-Luis Ditrans przemówił po nerwowym odchrząknięciu. - Witamy w imię przyjaźni i...
- Niemówić, człowiecze. Gdziepudło? - Rasskabak przerwał zirytowany, a małe, jasne oczka Skavena rozjaśniały gdy dostrzegł czarny kufer spoczywający na stole. Podbiegły do Arki Chaotis i przez kilka chwil pocierał rękoma obicia i ozdoby, jednocześnie mrucząc coś do siebie w nieludzkich języku Szczuroludzi.
Po chwili Szary Prorok piskliwym głosem wydał rozkaz swym towarzyszom, a dwaj Skaveni podnieśli skrzynię i ruszyli ku drzwiom prowadzącym na dziedziniec klasztoru, a następnie na zdruzgotane mury, gdzie resztki obrońców desperacko odpierały atak otaczających ich Ożywieńców. Tchnięty przeczuciem Vulgrim Guślarz sięgnął po Pierścień i przywołał Żelaznego Człowieka, odlany z gromrilu golem ruszył za swoim panem.
Niosący skrzynię Skaveni położyli Arkę Chaotis na ziemi, a Rasskabak zdjął zawieszony na szyi wisior, który włożył w zagłębienie w rzeźbionych obiciach. Po chwili wieko skrzyni podniosło się, a zgromadzone na dziedzińcu i na murach istoty zostały oślepione bardzo jasnym, zielonym światłem wydobywającym się z otwartego kufra. Nawet Ożywieńcy zamarli na kilka chwil, na kilka uderzeń serca wzburzone morze Szkieletów i Zombie uspokoiło się, nad polem bitwy zapanowała cisza...
Ciszę z ogłuszającym hukiem przerwała seria potężnych wyładowań, trzynaście czarnozielonych gromów wystrzeliło z otwartej Arki Chaotis, a gdy spaczbłyskawice sięgnęły chmur zawróciły i z niepowstrzymaną siłą uderzyły w otaczające klasztor morze Nieumarłych obracając w popiół całe regimenty Szkieletów i Zombie oraz druzgocząc potężne zaklęcia ochronne, które otaczały Liczmistrza...
Vulgrim Guślarz z fascynacją obserwował Żelaznego Człowieka po powierzchni którego błądziły małe, zielony płomyki. Trafiony spacziskrą golem zatrzymał się, zamarł na chwilę, a później z płonącymi oczami obrócił się w stronę Maga.
- JESTEM BY SŁUŻYĆ. ROZKAŻ CO MAM CZYNIĆ - mosiężny głos Żelaznego Człowieka rozległ się wprost w umyśle Vulgrima Guślarza.
- Mówwalczy! Mówwalczy! - przeraźliwie zaskrzeczał Rasskabak, który zamknął wieko Arki Chaotis i wraz z towarzyszącymi mu Skavenami zaczął się wycofywać w stronę kanałów. - Umowadokonana! Myiśćwracać! Umowadokonana!
Zdziesiątkowana armia Nieumarłych zatrzymała się na chwilę, na kilka uderzeń serca, było to jednak wystarczająco długo by obrońcy La Mainsontaal zdążyli się przegrupować, by wyrwa z murach została obsadzono ostatnimi zdolnymi do walki wojownikami, a Hugo Overhill, Kvint Brannrudson O’Skadeli Dverg oraz Sigurd Peterson i Vulgrim Guślarz ruszyli pośród oparów kwaśnego, zielonkawego dymu wprost na zbliżającego się Liczmistrza.
Nim awanturnicy zaatakowali Liczmistrza, potężny Nekromanta uniósł swą różdżkę i wykrzyczał wersy przerażającego zaklęcia rzucając na nacierających przeciwników klątwę starości. Powietrze wypełnił szelest chitynowych pancerzy i świst skrzydeł nocnych owadów, a zawarta w prastarym zaklęciu moc przeniknęła i zdegenerowała ciała awanturników, w kilka chwil postarzając śmiertelników o dziesiątki lat, i może gdyby atakującymi byli wyłącznie ludzie walka zakończyła by się w tym momencie i Nekromanta odniósłby sukces. Jednak Krasnolud, Gnom i Niziołek choć widocznie starsi o całe dziesięciolecia walczyli dalej, nawet Vulgrim Guślarz, który z młodzieńca w kilka uderzeń serca zmienił się w siwobrodego starca nie oddał pola. Liczmistrz zaatakowany przez śmiałków odparł szarżę parując ciosy ostrzem swego plugawego miecza, jednak tak jak głodne wilki zdolne są powalić potężnego Żubra, tak pozbawieni nadziei poszukiwacze przygód raz za razem kąsali Nekromantę. I stało się tak, że Sigurd Peterson dobył magiczne ostrze kupione od tchórza Cecila de Cholmondeley i zatopił zaklęty sztylet w sercu Liczmistrza...
Dookoła trwała walka. Obrońcy, do tej pory rozpaczliwie broniący klasztoru opuścili mury i zaszarżowali na przetrzebione oddziały Nieumarłych, które niczym zboże pod ostrzem kosy padały pod potężnymi uderzeniami Żelaznego Człowieka.
...i stało się tak, że z ust Kemmlera wyrwał się przeraźliwy jęk, a śmiertelnikom wydało się, że zagotowały się niebiosa. Ożywieńcy zastygli w bezruchu i rozsypali się w pył. Liczmistrz poległ, zaś na ziemię spłynęły jedynie jego szaty. Rozległ się chichot demonów, a w powietrze wystrzeliło coś czarnego i nie do końca materialnego, co zniknęło za odległym szczytem Frugelhornu. W tym samym czasie różdżka i miecz Kemmlera zmieniły się w chmury czarnego dymu, który rozwiał podmuch wiatru.
Dokonało się, oto nasta kres grozy.
Krypta
Przygotowania do wyruszenia nie zabrały awanturnikom zbyt wiele czasu. Gdy byli gotowi do drogi Jean-Luis Dintrans zaprowadził poszukiwaczy przygód do wejścia do krypty położonego w kamiennym budynku wybudowanym na ogrodzonym kawałku gruntu przy zachodniej ścianie klasztoru.Idąc w kierunku krypty Sigurd Peterson oraz Vulgrim Guślarz, Hugo Overhill i Kvint Brannrudsona O’Skadeli Dverga obserwowali Krasnoludów, którzy pod przywództwem Gimbrina i Bardaka podnieśli wysokość muru niemal o jeden metr i wzmocnili bramę stosami kamieni. Kilka metrów od otaczającego klasztor muru położono na ziemię słomę i gałęzie gotowe do oblania olejem i podpalenia w razie, gdyby Ożywieńcom udało się przedostać przez pierwszą linię obrony
Do krypty prowadziły obite żelazem drzwi, które otworzył Przeor klasztoru La Maisontaal. Za drzwiami znajdowały się jedynie wyciosane w skale schody, prowadzące pod powierzchnię gruntu.
- Krypta jest tam w dole - odezwał się Przeor. - Oto klucze, niestety, w niczym więcej nie mogę wam pomóc. Proszę, pośpieszcie się.
Krasnolud i Gnom bez wahania ruszyli w ciemność. Sigurd Peterson co krok mruczał pod nosem krytyczne uwagi na temat jakości prac kamieniarskich wykonanych przez budowniczych, a Gnom przyglądał się fantazyjnie zdobionym uchwytom na pochodnie, które zostały umieszczone na ścianach mniej więcej co trzy metry.
Główne drzwi prowadzące do krypty były wykonane z ciężkiego drewna grabowego, obitego płytami brązu, na których jakiś bezimienny snycerz wyrył przed wiekami motywy jeleniej czaszki. Umieszczony w drzwiach zamek bez problemu ustąpił gdy Vulgrum Guślarz przekręcił jeden z otrzymanych od Jeana-Luisa Dintransa klucz...
Zgodnie z opowiedzianą przez Przeora historią, podziemia zostały zabezpieczone kilkoma pułapkami, a drzwi prowadzące do pracowni de Muscadeta ukryte. Jednak jak powiedział mędrzec nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. I tak Krasnolud oraz Gnom, wspomagani umiejętnościami magicznymi Piromanty oraz zręcznością Wędrownego kramarza rozbroili wszystkie niebezpieczne pułapki i odnaleźli wszystkie ukryte drzwi prowadzące do tajemnych pracowni w których de Muscadet ukrył potężne artefakty w postaci Pierścienia, Żelaznego Człowieka oraz Arki Chaosu. Straceńcom udało się także przetransportować owe magiczne przedmioty i dziennik de Muscadeta do klasztornej krypty.
Śmierć ich nie weźmie
Gdy zmęczonym eksploracją podziemi poszukiwaczom przygód udało się wyjść na zewnątrz krypty zostali otoczeni przez grupę mnichów, którzy pośpiesznie zameldowali o pierwszych Ożywieńcach widzianych w pobliżu klasztoru. Nieumarli powoli, choć nieustępliwie ze wszystkich stron zbliżali się do murów. Każdemu wypowiadanemu przez ludzi słowu towarzyszyły obłoki pary, bowiem jak z dziwnym grymasem na twarzy stwierdził pochodzący z północy Vulgrim Guślarz temperatura powietrza od czasu zejścia do podziemi spadła niemal do zera. Niebo zachmurzyło się, a od gór zaczął wiać zimny wiatr, zaś z ziemi zaczęła unosić się gęsta mgła, której mleczny kłęby niemal całkowicie przesłoniły klasztor i mury obronne.Poganiani przez mnichów awanturnicy ruszyli biegiem w kierunku niewidocznego klasztoru. Pośpieszną wędrówkę przerwał gwałtowny wrzask, a po nim jakieś grzechoty i szuranie, gdy z mgły wyłoniły się kroczące w stronę poszukiwaczy przygód sylwetki Nieumarłych.
Topory i miecze starły się w boju z pordzewiały orężem Ożywieńców. Sigurd Peterson oraz Vulgrim Guślarz, Hugo Overhilla i Kvint Brannrudsona O’Skadeli Dverg nie oddali pola. Weterani bitwy o gospodarstwo Wernicków, wiarusi bitwy pod Frugelhofen z ponurą determinacją natarli na Nieumarłych druzgocząc kości Szkieletów i rozbijając czaszki Zombie. Zaś przerażeni mnisi siłą musieli ciągnąć po dziedzińcu wijącego się niczym piskorz Gnoma, który z pianą na ustach miażdżył spiłowanymi zębami kości Szkieletów, na które zresztą rzucał się z zajadłością wygłodzonego psa bojowego...
Jean-Luis Ditrans szybko przeglądał dziennik de Muscadeta i w podnieceniu raz za razem wskazywał palcem na stronę, na której jego poprzednik zapisał wzmiankę o szczuroludziach. Następnie wskazał na czarną skrzynię.
- Arca Chaotis! De Muscadet raz o niej mówił - to rzadka i niebezpieczna rzecz. Tak naprawdę nigdy nie wierzyłem w jej istnienie - nie miałem pojęcia... De Muscadet pisze o szczuroludziach, idę o zakład, że ci, których spotkaliście zostali wysłani w celu odzyskania Arki Chaosu - dla nich to rzecz święta...
- Tak, jakbyśmy nie mieli dość kłopotów z Ożywieńcami... - burknął z niechęcią Sigurd Peterson.
- Mamy mało czasi, a wciąż wiele rzeczy do zrobienia - powiedział Przeor przerywając Krasnoludowi. - Według tych notatek, de Muscadet nigdy nie zdołał użyć mocy Upiorytu zamkniętego w tej skrzyni. a jest to jedyny sposób na zaktywowania Żelaznego Człowieka, poza tym Arka Chaosu ma jeszcze inne, być może przydatne dla nas moce. Ale nie mamy pojęcia, w jaki sposób trzeba ją uruchomić. - Jean Luis Dintrans przerwał na kilka chwil. - Ci Skaveni, o których mówiliście byli widziani mniej niż godzinę temu, zanim powstała ta przeklęta mgła. Wyglądało na to, że nic nie wiedzieli o Ożywieńcach - wycofali się na zachód, kiedy tylko zauważyli Nieumarłych. Nie wiem, czy czas ich pojawienia się sprawką Bogów Chaosu, czy oddziaływaniem Taala na zwierzęcą część ich umysłu. Są jednak naszą jedyną szansą. Musieli tu przyjść, by odzyskać skrzynię - miejmy nadzieję, że których z nich wie jak się jej używa. Jeśli jest jakiś grzech lub hańba - Przeor spojrzał w oczy Sigurda Petersona - w układaniu się z pomiotem Chaosu, i przez to uratować klasztor, to biorę go w całości na siebie. Chcą skrzyni, która jest w naszym posiadaniu, natomiast my potrzebujemy jej mocy. Mam nadzieję, że wiedzą jak jej używać. Odnajdźcie i sprowadźcie ich do nas.
Oto najczarniejsza godzina...
I oto po po zachodzie Sol, 30 Sommerzeita AS2502 w klasztorze La Mainsontaal w Górach Szarych dla zgromadzonych tam Ludzi i przedstawicieli Starszych Ras nastąpiła najczarniejsza godzina. Porządek świata został naruszony, a Śmierć przybrawszy postać Liczmistrza zaczęła zbierać krwawe żniwo. Zgromadzone wokół klasztoru niepoliczone zastępy Nieumarłych w grobowej ciszy ruszyły do ataku. Wezbrane morze potężną falą Szkieletów i Zombie uderzyło w mury i choć pierwsze szeregi Nieumarłych zostały zmiażdżone naporem kroczących z tyłu Ożywieńców, to już po chwili na poległych zaczęli wspinać się kolejni. I tak szereg za szeregiem Nieumarli wspinali się coraz bliżej wzmocnionego przez Krasnoludów krenelaża. W blanki murów raz za razem uderzały płonące czaszki, które miotały ustawione na wzgórzu katapulty, a z czarnego jak wnętrze grobu nieba spadały na obrońców toczone rozkładem Gnilce, potężne ptaki przywołane do nieżycia magią Liczmistrza.Awanturnicy, którym towarzyszyła Shalyir Moonhand byli zbyt zmęczeni by się bać, zbyt zdeterminowani by rozważać konsekwencje ewentualnego sojuszu ze Szczuroludźmi. W ciszy, kryjąc się przed niewidzących wzrokiem Nieumarłych przedarli się do krypty grobowca i zeszli głębiej do kanałów w pobliżu których odnaleźli pracownię de Mucadeta, a później wąską śmierdzącą rurą na zewnątrz wprost w objęcia Ciemności.
W mrokach i cieniach spowijających okolicę klasztora niemal nie widzieli wąskiej ścieżki, większość drogi pokonali po omacku i pewnie nie dotarli by do celu gdyby nie wzrok Krasnoludów, które jako jedyne były w stanie dostrzec cokolwiek w otaczającej ich atramentowej czerni... A może by tak ruszyć na zachód, ku Imperium. Tam też byli ścigani ale przed wzrokiem ludzki łatwiej się ukryć niż przed ślepowidzącymi Nieumarłymi, może jeszcze jest na to czas, klasztor i tak nie...
- Nieruszaćsię. Łukidół, nieruszaćsię. Mówićmówić. - Rasskabak, Szary Prorok czekał na śmiałków, a towarzyszące mu Skaveny niczym cienie otoczyły awanturników, w ciemnościach świeciły jedynie ślepia i błyszczały siekacze Szczuroludzi. - Czegochcieć? Pocoufać człowiekmowa? Zabićkości, wziąćpudło, iśćdom? Trzechiść. Resztastać. Elfstaćjedentu. Wyoszukać elfmartwy...
Ostateczna bitwa
Zdenerwowany przeor niemal krzyknął, gdy z kanały ściekowego wynurzyli się brudni i cuchnący awanturnicy, zadrżał ze strachu gdy zaraz za nimi na posadzkę z nieludzką zręcznością wyskoczyli Skaveni, węszący w powietrzy i podejrzliwie przyglądający się otoczeniu swymi oczami, w których kryła się bluźniercza inteligencja i spryt.- Er... witamy - Jean-Luis Ditrans przemówił po nerwowym odchrząknięciu. - Witamy w imię przyjaźni i...
- Niemówić, człowiecze. Gdziepudło? - Rasskabak przerwał zirytowany, a małe, jasne oczka Skavena rozjaśniały gdy dostrzegł czarny kufer spoczywający na stole. Podbiegły do Arki Chaotis i przez kilka chwil pocierał rękoma obicia i ozdoby, jednocześnie mrucząc coś do siebie w nieludzkich języku Szczuroludzi.
Po chwili Szary Prorok piskliwym głosem wydał rozkaz swym towarzyszom, a dwaj Skaveni podnieśli skrzynię i ruszyli ku drzwiom prowadzącym na dziedziniec klasztoru, a następnie na zdruzgotane mury, gdzie resztki obrońców desperacko odpierały atak otaczających ich Ożywieńców. Tchnięty przeczuciem Vulgrim Guślarz sięgnął po Pierścień i przywołał Żelaznego Człowieka, odlany z gromrilu golem ruszył za swoim panem.
Niosący skrzynię Skaveni położyli Arkę Chaotis na ziemi, a Rasskabak zdjął zawieszony na szyi wisior, który włożył w zagłębienie w rzeźbionych obiciach. Po chwili wieko skrzyni podniosło się, a zgromadzone na dziedzińcu i na murach istoty zostały oślepione bardzo jasnym, zielonym światłem wydobywającym się z otwartego kufra. Nawet Ożywieńcy zamarli na kilka chwil, na kilka uderzeń serca wzburzone morze Szkieletów i Zombie uspokoiło się, nad polem bitwy zapanowała cisza...
Ciszę z ogłuszającym hukiem przerwała seria potężnych wyładowań, trzynaście czarnozielonych gromów wystrzeliło z otwartej Arki Chaotis, a gdy spaczbłyskawice sięgnęły chmur zawróciły i z niepowstrzymaną siłą uderzyły w otaczające klasztor morze Nieumarłych obracając w popiół całe regimenty Szkieletów i Zombie oraz druzgocząc potężne zaklęcia ochronne, które otaczały Liczmistrza...
Vulgrim Guślarz z fascynacją obserwował Żelaznego Człowieka po powierzchni którego błądziły małe, zielony płomyki. Trafiony spacziskrą golem zatrzymał się, zamarł na chwilę, a później z płonącymi oczami obrócił się w stronę Maga.
- JESTEM BY SŁUŻYĆ. ROZKAŻ CO MAM CZYNIĆ - mosiężny głos Żelaznego Człowieka rozległ się wprost w umyśle Vulgrima Guślarza.
- Mówwalczy! Mówwalczy! - przeraźliwie zaskrzeczał Rasskabak, który zamknął wieko Arki Chaotis i wraz z towarzyszącymi mu Skavenami zaczął się wycofywać w stronę kanałów. - Umowadokonana! Myiśćwracać! Umowadokonana!
Zdziesiątkowana armia Nieumarłych zatrzymała się na chwilę, na kilka uderzeń serca, było to jednak wystarczająco długo by obrońcy La Mainsontaal zdążyli się przegrupować, by wyrwa z murach została obsadzono ostatnimi zdolnymi do walki wojownikami, a Hugo Overhill, Kvint Brannrudson O’Skadeli Dverg oraz Sigurd Peterson i Vulgrim Guślarz ruszyli pośród oparów kwaśnego, zielonkawego dymu wprost na zbliżającego się Liczmistrza.
Nim awanturnicy zaatakowali Liczmistrza, potężny Nekromanta uniósł swą różdżkę i wykrzyczał wersy przerażającego zaklęcia rzucając na nacierających przeciwników klątwę starości. Powietrze wypełnił szelest chitynowych pancerzy i świst skrzydeł nocnych owadów, a zawarta w prastarym zaklęciu moc przeniknęła i zdegenerowała ciała awanturników, w kilka chwil postarzając śmiertelników o dziesiątki lat, i może gdyby atakującymi byli wyłącznie ludzie walka zakończyła by się w tym momencie i Nekromanta odniósłby sukces. Jednak Krasnolud, Gnom i Niziołek choć widocznie starsi o całe dziesięciolecia walczyli dalej, nawet Vulgrim Guślarz, który z młodzieńca w kilka uderzeń serca zmienił się w siwobrodego starca nie oddał pola. Liczmistrz zaatakowany przez śmiałków odparł szarżę parując ciosy ostrzem swego plugawego miecza, jednak tak jak głodne wilki zdolne są powalić potężnego Żubra, tak pozbawieni nadziei poszukiwacze przygód raz za razem kąsali Nekromantę. I stało się tak, że Sigurd Peterson dobył magiczne ostrze kupione od tchórza Cecila de Cholmondeley i zatopił zaklęty sztylet w sercu Liczmistrza...
...i stało się tak, że z ust Kemmlera wyrwał się przeraźliwy jęk, a śmiertelnikom wydało się, że zagotowały się niebiosa. Ożywieńcy zastygli w bezruchu i rozsypali się w pył. Liczmistrz poległ, zaś na ziemię spłynęły jedynie jego szaty. Rozległ się chichot demonów, a w powietrze wystrzeliło coś czarnego i nie do końca materialnego, co zniknęło za odległym szczytem Frugelhornu. W tym samym czasie różdżka i miecz Kemmlera zmieniły się w chmury czarnego dymu, który rozwiał podmuch wiatru.
Dokonało się, oto nasta kres grozy.
Będzie mi miło jeśli pozostawicie po sobie komentarz i udostępnicie ten post. Jeśli chcecie postawić mi kawę przycisk DONATE znajduje się poniżej.
|
I will be happy if you leave comments and share this post with friends. If you want to put me a coffee DONATE button is below.
|
Możecie także zostać Patronami DansE MacabrE i wesprzeć projekt za pośrednictwem strony patronite.pl.
A więcej o moim udziale na patronite.pl znajdziecie TUTAJ. |
You can also become Patrons of DansE MacabrE and support the project through the patronite.pl website.
And more about my participation at patronite.pl can be found HERE. |
dołączenia do BLOGOSFERY oraz komentowania wpisów!
Zapraszam także na forum AZYLIUM, które skupia graczy
Mordheim i Warheim FS.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz