W TV znowu próbują nam sprzedać wolność - tym razem w kolorze limonki i z kodem rabatowym. Pożegnaj swój samochód. Przywitaj wolność. Hasło firmuje Bolt, dostawca współczesnego luksusu w wersji kliknij i jedź, gdzie każda hulajnoga, rower i kierowca z aplikacji mają udowodnić, że jesteśmy eko, smart i free.
Tyle że - niespodzianka - brak samochodu to nie wolność. To tylko wygodna iluzja, że jeśli pozbędziesz się odpowiedzialności, staniesz się niezależny. A to tak nie działa.
To wygodne złudzenie, że zrzucenie z siebie odpowiedzialności za środek transportu równa się niezależności. A nie równa się.
Wolność to nie odinstalowanie kluczyków.
Wolność, choćbyśmy ją obtoczyli w miękkim marketingowym bełkocie, nie polega na tym, że ktoś inny wiezie nas tam, gdzie chcemy, i kiedy chcemy - za opłatą, oczywiście, a najlepiej subskrypcją. Wolność to autonomia. Możliwość podjęcia decyzji: jadę kiedy chcę, dokąd chcę, bez pytania aplikacji o pozwolenie, bez sprawdzania, czy akurat jest dostępny kierowca, rower czy hulajnoga.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie gloryfikuję kultu spalin, nie nawołuję do zakorkowania każdej ulicy trzecim SUV-em z rzędu. Ale reklamowanie braku samochodu jako wolności to jak reklamowanie diety jako obfitości - bo przecież możesz zjeść cokolwiek... byle nie dzisiaj, nie teraz i nie na ciepło.
Wolność to odpowiedzialność!
Samochód to narzędzie. Tak samo jak młotek, książka albo laptop.
I tak samo jak z każdą z tych rzeczy - możesz zrobić z niego narzędzie wolności albo kajdany.
Możesz dojechać nim z chorą babcią na SOR w deszczu o 6 rano albo tkwić w korku, scrollując bloga DansE MacabrE.
Różnica? To Ty decydujesz.
Nie algorytm.
Nie dostępność floty.
Nie polityka cenowa promki na wtorkowy carsharing.
Wolność wymaga czegoś więcej niż promocyjnego kodu.
Wymaga odpowiedzialności. Tego, że opłacisz przegląd, zatankujesz, ogarniesz ubezpieczenie. Ale w zamian dostajesz narzędzie niezależności, nie tylko podróży.
Bo jeśli nie masz kontroli - to kto ją ma?
Firmy oferujące transport na żądanie działają wedle prostego mechanizmu: kupujesz wygodę, oddajesz kontrolę.
Dziś wszystko działa.
A jutro? Zmienia się regulamin. W twojej dzielnicy nie wolno parkować hulajnóg. Znika zasięg aplikacji. Ceny rosną, kierowcy protestują, a Ty... no cóż, jesteś wolny.
W teorii.
Przypomina to trochę sytuację z rynku mediów społecznościowych: zrezygnuj z telefonu - wybierz spokój. Jasne. Dopóki nie chcesz pracować, funkcjonować albo dostać się do bankowości.
Nie każdy musi mieć samochód. Ale każdy powinien mieć wybór.
I na tym polega różnica.
Nie w tym, że wszyscy powinni mieć auta. Ale w tym, że nie wolno mydlić ludziom oczu, że brak odpowiedzialności to wolność.
Bo to nie wolność.
To infantylizacja dorosłości.
To obietnica życia bez ciężaru, bez trosk, bez odpowiedzialności - zredukowanego do kliknięcia potwierdź przejazd.
A jeśli sądzisz, że to naprawdę wolność - poczekaj do dnia, kiedy Twój ojciec, dziecko, partnerka albo Ty sam będziecie musieli dostać się gdzieś teraz, natychmiast, niezależnie od pory i zasięgu aplikacji.
Wtedy zrozumiesz, że prawdziwa wolność nie ma stylu graficznego w kolorze limonki.
Ma kształt kluczyka i decyzji, które sam podejmujesz.
Nie pożegnam swojego samochodu.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz