poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Geografia świata. Imperium, część 43. Karl Franz - ...bo nie zna życia.

Bretonnia była już praktycznie w stanie wojny morskiej z Albionem. Ulthuan wypowiedział vendettę Imperium. W garnku gotowało się tak, że pokrywka ledwo się na nim trzymała. Imperium ze swoimi kilkoma okrętami nie było tu poważną stroną. Był nią natomiast Albion, ze swoją potężną i nowoczesną marynarką, była nią Bretonnia, a także Ulthuan z antyczną już niemal, ale wciąż liczną i bitną flotą. W pełnej napięcia sytuacji 17 Vorgeheim AS2509 sformowana została albiońska Eskadra Admirała Coverdritcha, który umieścił swoją flagę na HMS Prince of Drakensdwylt. Flota przedefilowała przed nosem kilku bretonnskich jednostek handlowych - to wystarczyło, żeby przeciwnik zdał sobie sprawę przeciw czemu staje i co ryzykuje - w opowieści kupców, relacjonujących spotkanie admirałom bretonnskim ilość albiońskich jednostek bynajmniej nie spadła. W tej sytuacji doszło do zaskakującego zdarzenia - dnia 23 Vorgeheim na redzie portu w L’Anguille pojawiła się albiońska fregata HMS Swiftsure z… propozycją spotkania głównodowodzących. Propozycja sformułowana była z takim szacunkiem, że Bretończycy nie mogli właściwie odmówić - były w niej nawiązana do honorowych otwarć pojedynków między szlachetnymi panami, uściśnięcia sobie rąk, obie nacje porównywano do skłóconych arystokratów, którzy przecież swoich waśni nie rozwiązują za pomocą chamskiej bójki, lecz odbywającego się według pewnych zasad pojedynku. Tu wynikł problem, Bretonnczycy nie mieli bowiem nikogo, kto dowodziłby całą flotą, przy przynajmniej dziesiątce admirałów, którzy czuli się do tego powołani przez każdego boga, jaki istnieje. Takie rzeczy jednak rozwiązują się same. Dwa tygodnie i pięć pojedynków później kandydatów było już dwóch. Tydzień i jeden zawał serca później był już tylko jeden. Po czym Król mianował kogoś zupełnie innego - swojego nielubianego kuzyna, Jana de Carbonais (krążyła podówczas plotka, iż po prostu chciał się go pozbyć z dworu, a do kolejnego starcia morskiego z Albionem nie przywiązywał większej wagi). Co zaskakujące, Jan de Carbonais podszedł do swojego zadania nad wyraz poważnie, w ciągu tygodnia za pomocą pięćdziesięciu egzekucji wprowadził we flocie ścisłą dyscyplinę, po czym wywiesiwszy swój sztandar na maszcie Chevalier du Lac, wyszedł w morze. Elfowie nie zrobili nic. Mimo, że wszystkie jednostki Elfów, które dało się wykorzystać w walce opuściły Marienburg, mimo, że z elfich dzielnic poznikali nagle magowie, morze i szlaki do Ulthuanu były spokojne, ciche. Ani śladu elfów.

Do spotkania faktycznie doszło. Chevalier du Lac i Prince of Drakensdwylt patrzyły na siebie z odległości stu metrów, zostawiwszy swoje floty poza horyzontem. Oba okręty oddały salwy honorowe, po czym między statkami zaczęły kursować łódki. Wiozły wiadomości, pozdrowienia, grzeczności, podarki, certowali się obaj panowie jakby siedzieli w luksusowym salonie. Tymczasem z suchego doku w Drakensdwylt wyszła w końcu Regina Maris - wielki galeon, siostrzany okręt Prince of Drakensdwylt - i w ciągu dwóch dni dołączył do reszty floty. Przy dwóch galeonach, pełniących obecnie role dyplomatów pojawiła się mała jednostka Elfów. Wymieniła pozdrowienia z Bretonnczykami, zignorowała obecność Albiończyków i stanęła w miejsca, kołysząc się na lekkiej fali. Jan de Carbonais ucieszył się z tego spotkania, mając je za dowód elfickiego poparcia - rzeczywiście Elfowie obiecali mu wsparcie w bitwie przeciw Albionowi - ale… No właśnie - ale. Ta historia nie jest taka prosta. Zamiast dać historykom ładny, podręcznikowy przykład bitwy - okręty wypłynęły z portów i zaczęły do siebie strzelać - obaj admirałowie dali przykład nieobliczalności losów wojny. Bo oto wszystko wskazywało na to, że bitwy po prostu nie będzie. Dyskutowano już ewentualne odszkodowania za to, czy tamto, certowano się coraz to życzliwiej, w czym pomagał spokój admirała Coverdritcha i to, że Jan de Carbonais był mimo swej porywczości i nieuprzejmości mądrym człowiekiem i zwyczajnie obawiał się o swoją flotę, nie ufając przy tym do końca Elfom. W tej sytuacji dnia 23 Nachgeheim w kierunku Prince of Drakensdwylt popłynęła łódź wiosłowa z Janem de Carbonais na pokładzie - to, kto kogo odwiedzi ustalono przez zakład co do kierunku porannej bryzy. I tu doszło do katastrofy. Kiedy łódka dobijała już do opuszczonego trapu Prince of Drakensdwylt, przez reling albiońskiego okrętu przechylił się marynarz i z całej siły cisnął w bretonnskiego admirała niedobranym ziemniakiem, trafiając go w oko. W jednej chwili inni marynarze obezwładnili go i związali, ale Jan de Carbonais, czerwony ze złości wracał już na swój okręt. Nie czekając nawet, aż Prince of Drakensdwylt zawróci po nieudanej próbie wysłania emisariusza z przeprosinami, jednostka Elfów postawiła żagle i oddaliła się. W dwie godziny później z tego miejsca nie dałoby się dostrzec żadnego żagla. Bitwa była rzeczą pewną.

Powieszony w dwa dni później marynarz do końca przysięgał, że nie pamięta swojego czynu i że w jednej chwili stał na pokładzie, przypatrując się łódce z bretonnskim admirałem, a w następnej klęczeli już na nim jego koledzy, bogini wie czemu.
- Imperium za panowania Karla Franza, fragment artykułu
 Piotra Nurglitcha Smolańskiego pochodzi z dwumiesięcznika Portal


ciąg dalszy nastąpi...
(a wszystkie wpisy fluffowe opublikowane dotychczas dostępne są w czytelni).

Zachęcam także do POLUBIENIA gry Warheim FS na FB,
dołączenia do BLOGOSFERY oraz komentowania wpisów!
Zapraszam także na forum AZYLIUM, które skupia graczy
Mordheim i Warheim FS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz