poniedziałek, 2 maja 2016

Geografia świata. Imperium, część 44. Karl Franz - Nóż w wodzie, nóż w plecach...

Obie floty dojrzały się rankiem 30 Nachgeheim. Idąca za bretonnską flota Ulthuanu została z tyłu, sygnalizując opóźnienie wejście do walki z powodu konieczności przeformowania szyku. Tymczasem albiońska flota zmieniała już kurs, z masztów spadały pełne żagle, galeony, fregaty, karaki, galeasy - wszystko co było pod albiońską banderą - zmieniało ożaglowanie na bojowe. Jednocześnie na maszty poszły proporczyki sygnałowe i flota rozdzieliła się na dwa skrzydła - jedno prowadzone przez Prince of Drakensdwylt, drugie przez Regina Maris. Flota bretonnska wzięła kurs na wyminięcie jednego ze skrzydeł, chcąc tylko je zaangażować w walkę, Albiończycy odpowiedzieli kontrmanewrem, huknęły pierwsze strzały, na maszty powędrowały proporce albiońskich prowincji i formacji, żołnierze piechoty morskiej ustawili się przy osłonach burtowych, trzymając gotowe do strzału muszkietu, zabrzmiały trąbki i gwizdki sygnałowe, bitwa rozpoczęła się. Nie miejsce tu na opisywanie bitwy, której poświęcono wiele szczegółowych monografii. Można powiedzieć, że była wyrównana, choć powoli Albiończycy zdobywali przewagę. Z chwilą, gdy salwy Prince of Drakensdwylt strzaskały dumny galeon Montaissant, Jan de Carbonais posłał w kierunku stojącej na horyzoncie floty Elfów pierwszą łódź, prosząc o pomoc.

W godzinę później posłał drugą.

W trzeciej stawało się jasne, że przegrał, mimo oszałamiających strat Albiończycy zwyciężyli po prostu technologią i dyscypliną, żołnierze okrętowi zajmowali kolejne okręty, używając ich dział przeciw Bretonnczykom. W tej sytuacji Jan de Carbonais podjął trudną decyzję o odwrocie. Te okręty, które mogły jeszcze płynąć, skierowały się w stronę floty Elfów, Albiończycy bezzwłocznie ruszyli w pościg. Dopiero wtedy Elfowie postawili żagle, atean i ciężkie nirvein zaczęły się zbliżać do Bretonnczyków, żeglarze bretonnscy krzyknęli radośnie na ten widok i… krzyknęli jeszcze głośniej, gdy od burt okrętów Elfów oderwały się płomienne kule i wlokąc za sobą gęste i ciężkie kity oleistego dymu poszybowały w kierunku albiońskich jednostek. Zanim pierwsza fala pocisków sięgnęła celu, magowie Elfów wykrzyczeli już zaklęcia i z znowuż z ich rąk popłynęły kule ognia. A tam, gdzie trafiły pierwsze, szalało piekło, maszty i żagle stawały w płomieniach, eksplodował proch, błękitne błyskawice spinały żelazne elementy takielunki i roznosiły ludzi na kawałki, pościg zbił się w kupę, okręty zaczęły zawracać i po chwili była to już ucieczka, za albiońską flotą śmignęło kilka atean, ale kiedy poraniony i idący z przechyłem Prince of Drakensdwylt jedną salwą rozniósł prowadzący okręt na strzępy, Elfowie zawrócili. Bretonnczycy machali w stronę Elfów, wiwatowali, podskakiwali na pokładach, wydano już rozkazy pościgu, gdy naraz pięć kul uderzyło w pierwszą bretonnską jednostkę, zmieniając ją w płonący hulk. Zanim żeglarze zorientowali się, co się właściwie dzieje, w płomieniach stały już dwa wielkie galeony i trzy karaki. Następne kule ognia eksplodowały na pokładach, osunął się na deski poważnie ranny Jan de Carbonais, w jego zastępstwie dowództwo objął Jaques de Rebeir, wydając jedyny możliwi rozkaz - odwrót. Elfowie nie ścigali ludzi - żeglarze widzieli, jak atean uwijają się między wrakami, dobijając rannych marynarzy i wyżynając próbujące się poddać grupki, po czym ruszają w kierunku niezdolnych do ucieczki okrętów, kręcących się w miejscu pierwszego starcia. Ludzie stawili tam opór razem - Albiończyk ramię w ramię w Bretonnczykiem, stawili opór wściekły, zacięty, walczyli z determinacją, właściwą ludziom, którzy ogarnięci amokiem walki wiedzą dobrze, iż stają przed przeciwnikiem, który nie daje pardonu i nie bierze jeńców, długo śmigały tam bretonnskie rapiery i szpady, długo błyskały obok nich ciężkie miecze albiońskiej piechoty morskiej.

Zostali wymordowani. Wszyscy.

Z jednym wyjątkiem. Pod wieczór albioński szkuner Foetid krążąc wśród pływających wszędzie szczątków, znalazł jednego żywego żeglarza. Jednego. Bretonnczyka. Opowiedział on swoim wybawcom całą historię bitwy. Opowiedział o Elfach, wpychających bosakami rozbitków pod wodę, o wylewaniu do pełnego pływających żeglarzy morza oliwy i podpalaniu jej pochodniami i zaklęciami. Bretonnczyk był jedynym człowiekiem, który przeżył tę rzeź, nie na długo zresztą - zmarł w ciągu trzech dni. Tak zakończyła się Bitwa Trzech Flot. Tak na długie lata zakończyła się supremacja morska Albionu i równa mu niemal potęga morska Bretonni. Tak oto Elfowie odzyskali panowanie na morzach zachodnich i tak uzyskali możliwość nałożenia na drogi handlowe dwudziestoprocentowego cła. I tak zaczęła się gorąca nienawiść Bretonnczyków i Albiończyków do Elfów. Ich pobratymcy z Loren odcięli się wprawdzie od akcji floty Ulthuanu, ale i tak od tej chwili, jednym z gorszych pomysłów, na jakie mógł wpaść Elf, było pokazanie się w nadmorskiej wiosce.
- Imperium za panowania Karla Franza, fragment artykułu
 Piotra Nurglitcha Smolańskiego pochodzi z dwumiesięcznika Portal


ciąg dalszy nastąpi...
(a wszystkie wpisy fluffowe opublikowane dotychczas dostępne są w czytelni).

Zachęcam także do POLUBIENIA gry Warheim FS na FB,
dołączenia do BLOGOSFERY oraz komentowania wpisów!
Zapraszam także na forum AZYLIUM, które skupia graczy
Mordheim i Warheim FS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz