Kampaniom zniszczenia, które wstrząsnęły światem, przewodzili zazwyczaj Hersztowie, wywodzący się z Orków nie Goblinów. Wyjątkiem od tej reguły był Grom, który dorównywał największym Hersztom Orków, a swą żądzą podbojów przewyższał ich wszystkich. Grom nie był specjalnie wysoki (z pewnością nie był wzrostu Orka), by za to niebywale silny i niesłychanie wręcz gruby. Po prawdzie był tak opasły, że zyskał przydomek Brzuch spod Mglistej Góry, choć nazywano go również prostszym przezwiskiem - Grom Grubas.
Przez wiele lat plemię Groma - Poszczerbione Topory - wałęsało się po południowej części Gór Krańca Świata i po Złych Ziemiach, gdzie podporządkowywało sobie tamtejszych Orków i Gobliny. Około AS2410 Grom powiódł swą Hordę przez Przełęcz Czarnego Ognia i ruszył na północ w kierunku górskich pasm, należących do Krasnoludów. W ciągu kilku ledwie tygodni zrujnował wiele pomniejszych twierdz, zbezcześcił grobowce krasnoludzkich przodków i nakazał przerobić prastary, ogromnych rozmiarów posąg Grungniego - Przodka Krasnoludów - zgodnie z własną, kompletnie pozbawioną smaku, wizją. Podłości Groma rozwścieczyły Krasnoludów, przeklęli przeto jego imię i zebrali siły, by ostudzić gniew w krwi Zielonoskórych.
I tak oto pod Żelazną Bramą armia Króla Bragarika stanęła naprzeciwko hordy Groma. Sroga to była bitwa, długa i krwawa. Ostatecznie obie strony odstąpiły, pozostawiwszy na polu walki wielu poległych i trudno by mówić o jakimkolwiek zwycięzcy. Dla Krasnoludów wynik walki był prawdziwą katastrofą. Pokryty rdzą topór Groma zebrał krwawe żniwo z najlepszych wojowników króla, a nadzieja na przegnanie Hordy przepadła. Zdesperowani Krasnoludowie wysłali do Imperium emisariuszy z prośbą o pomoc.
Na nieszczęście dla Krasnoludów (i Imperium) ówczesny Imperator Dieter IIII, Hrabia Elektor Stirlandu, był prawdopodobnie najbardziej nieudolnym i niedoświadczonym władcą, jaki kiedykolwiek zasiadł na tronie Imperium. Gdy krasnoludzki goniec dotarł do Złotego Pałacu w Nuln, Imperator zareagował niezwłocznie… niezwłocznie nakazał przenieść cały dwór do Altdorfu, by znaleźć się możliwie daleko od zagrożenia, jakim była Horda Groma. Krasnoludowie nie mogli liczyć na pomoc. Zniesmaczony emisariusz powrócił przeto do Karaz-a-Karak, niosąc swemu władcy smutne wieści. Ten przyjął je ze stoickim spokojem i poczynił stosowne wpisy w Księdze Uraz. Nie mogąc samotnie stawić czoła ambitnemu goblińskiemu Hersztowi Hersztów, Krasnoludowie zamknęli się za solidnymi wrotami swoich twierdz i tu czekali na wroga.
Nie napotkawszy oporu, Łooomot! rozlazł się teraz po całych Górach Krańca Świata i wkrótce przyłączyły się do niego plemiona Nocnych Goblinów spod Szczytu Czerwonego Oka i liczne plemiona Leśnych Goblinów. Widząc, że jego armia rośnie w siłę, Grom coraz śmielej parł na zachód. Spustoszył większość Stirlandu, Talabecklandu i wdarł się nawet do dalekiego Hochlandu, leżącego w cieniu Gór Środkowych. Napotkane armie Imperium Łooomot! witał z radością i rozbijał z łatwością. Prowincje opustoszały. Nuln, którego kamienne mury miejskie zastąpiono marmurowymi zdobieniami, padło nieomalże bez walki. Przez wiele kolejnych dni brukowane kamieniami ulice miasta rozbrzmiewały gwarem beztroskich wyścigów rydwanów. Złoty Pałac Dietera odarto z jego wspaniałości i przeznaczono na oborę dla Squigów.
Horda Groma parła nieustannie na zachód, by ostatecznie opanować całe Imperium. Przepędzona ze swych osad ludność schroniła się za murami miast, a bezkarni Zielonoskórzy rozproszyli się po prowincjach, grabiąc je i pustosząc. Miastu Averheim udało się oprzeć hordzie jedynie dzięki wspólnemu wysiłkowi garnizonu milicji i, ni mniej ni więcej, pięciu zakonów rycerskich. Ciężko umocnione Middenheim stało się dosłownie wyspą pośród morza Zielonoskórych. Fali najazdu nie oparła się natomiast Kraina Zgromadzenia, gdzie Gobliny odkryły w Niziołkach istoty, które można bezkarnie torturować. Imperator nie uczynił nic. Skrył się w murach Altdorfu i tam czekał na lepsze czasy, śniąc o smukłych pannach i górach złota. Jedynie odwadze Księcia Wilhelma, kuzyna Dietera i desperackiej postawie mieszkańców zawdzięcza Altdorf swe ocalenie przed Zielonoskórymi.
Kiedy Książę Wilhelm ochronił Reiklandu, Grom zwrócił się ku północy. Osobiście powiódł atak przez wyłamane wrota miasta Middenheim, powstrzymując szarżę tylko na moment, by wrzasnąć na swych podwładnych: widzita jak trza bradź miazda mientkich. Znudzony i kompletnie zniesmaczony brakiem oporu z tej części Imperium, Grom jął obmyślać kolejny krok swego najazdu. Zebrawszy myśli, Grom nakazał zbudować sobie z drewna, ściągniętego z dachu świątyni Białego Wilka, wspaniały (i oczywiście mocny) rydwan i niezwłocznie ruszył ku wybrzeżom oceanu. Dzięki pośpiechowi Groma Middenheim pozostawiono nieomalże nienaruszone, jeśli nie liczyć pozbawionej dachu świątyni, kompletnie zniszczonych wrót i wszechobecnego smrodu. Wiedziony wyznaczonym sobie nowym, szczegółowo obmyślony celem, Grom dotarł w krótkim czasie nad ocean.
Dotarłszy na wybrzeże, Grom nakazał zbudowani wielkiej floty okrętów. By pozyskać drewno, wyrąbano olbrzymie połacie lasu, a całe plemiona Goblinów rozesłano po zrujnowanym Imperium w poszukiwaniu niezbędnych do budowy materiałów. Naprędce postawione kuźnie pracowały bez wytchnienia przez kilka kolejnych miesięcy, a Gobliny uwijały się, nadając kształt swej armadzie. Powstała flota, jakiej świat dotąd nie widział: ogromne okręty o pokracznych kadłubach z nieociosanego drewna napędzane były masywnymi kołami wiosłowymi i wielkimi, postrzępionymi żaglami, gorączkowo stawianymi przez Ssnotlingi.
Kiedy okręty Groma postawiły żagle i ruszyły wzdłuż wybrzeża, ich śladem podążyła flota Imperium. Stojący na jej czele admirał Von Kronitze starał się w miarę możliwości uniknąć ryzyka starcia z goblińską armadą, uznając, że wyręcza go czas, przypływ i brak żeglarskiej wprawy u Zielonoskórych. Niestety, na wysokości Marienburga, kaprys pogody sprawił, że rozpoczęła się krwawa bitwa. Imperium utraciło w niej połowę okrętów, a resztę rozproszyła na cztery strony świata burza, która się wkrótce rozpętała. Podczas sztormu Gobliny traciły całe dziesiątki okrętów, a morze pochłonęło prawdziwe mrowie śmiertelnie przerażonych Zielonoskórych. Spoglądając łakomie na porośnięte lasami wybrzeże Marienburga, Grom planował odbudowę zdziesiątkowanej armady, lecz wraz z zapadnięciem zmroku pogoda jeszcze się pogorszyła. Na nic zdały się groźby i złorzeczenia Groma, nieubłagane wiatry zdawały się drwić z wysiłków Zielonoskórych, znosząc gigantyczne łajby dalej i dalej ku zachodowi.
Po czterdziestu dniach na otwartym morzu, flota Groma przybiła do wybrzeża Ulthuanu. Opuściwszy statki, goblińska horda spadła na ziemie Elfów, łupiąc je równie skutecznie, jak to miało miejsce w Starym Świecie. Z pięknych miast Elfów pozostały jeno kamienie, a całe setki pojmanych Elfów zakończyło żywot na ruszcie. Łooomot! Groma został w końcu powstrzymany pod murami Tor Yvresse, lecz nim do tego doszło, główny szaman Zielonoskórych powalił kamień strażniczy i mało brakowało, a uwolniłby niepowstrzymany wir magicznej energii, który zagrozić mógł istnieniu świata jaki znamy. Nikt nie wie, co stało się w wojennej zawierusze z samym Gromem. Bez względu na to, jaki spotkał go los, jego imię wciąż budzi grozę i obrzydzenie we wszystkich zakątkach świata. Natomiast zamieszkujące w mrocznych zakamarkach Złych Ziem Gobliny wierzą, że jego korpulentna wysokość powróci pewnego dnia, by poprowadzić ich do kolejnego zwycięstwa!
ciąg dalszy nastąpi...
(a wszystkie wpisy fluffowe opublikowane dotychczas dostępne są w czytelni).
Możecie także zostać Patronami DansE MacabrE i wesprzeć projekt za pośrednictwem strony patronite.pl.
A więcej o moim udziale na patronite.pl znajdziecie TUTAJ. | You can also become Patrons of DansE MacabrE and support the project through the patronite.pl website.
And more about my participation at patronite.pl can be found HERE. |
dołączenia do BLOGOSFERY oraz komentowania wpisów! Zapraszam także na forum AZYLIUM, które skupia graczy