Gry bitewne to nienajgorsze hobby jakie można uprawiać – strategiczne, kreatywne, pełne epickich starć i wielkich emocji. Problem w tym, że wymagają one jednego zasobu, który dla dorosłego człowieka jest cenniejszy niż złoto, gromril i Spaczeń razem wzięte: wolnego czasu. Oczywiście, teoretycznie wszyscy go mamy – gdzieś między pracą, obowiązkami domowymi, odprowadzaniem dzieci do szkoły, zakupami i próbą niezwariowania. W praktyce jednak umówienie się na partyjkę przypomina próbę synchronizacji zaćmień orbitujących wokół Znanego Świata księżyców.
Brutalna prawda jest taka, że im starsi jesteśmy, tym mniej mamy czasu na siebie. Praca pochłania większość dnia, rodzina (przynajmniej w teorii) wymaga uwagi, a doba, z sobie tylko znanych powodów, nie chce się magicznie wydłużyć. Brak czasu na hobby to nie tylko smutna konieczność – to realne zagrożenie. Bez przestrzeni na własne pasje człowiek zaczyna gnuśnieć, zamienia się w robota wykonującego kolejne obowiązki, a jego największą rozrywką staje się przeglądanie ofert nowych figurek, których i tak nie ma kiedy pomalować. I tak oto nasze hobby, które miało być ucieczką od stresu, staje się kolejnym źródłem frustracji. Bo jak tu się odstresować, gdy jedyne, co robisz, to przekładasz termin rozgrywki po raz piąty z rzędu?
Czy jest jakieś rozwiązanie? Oczywiście – wystarczy przestać spać, rzucić pracę i przekonać rodzinę, że figurki są ważniejsze niż ich egzystencja. Jeśli jednak zależy wam na zachowaniu resztek życia społecznego, można spróbować metody drobnych kompromisów: ustalić stały termin spotkań, organizować krótsze rozgrywki lub zamiast wielogodzinnej bitwy spotykać się na szybkie skirmishe. A jeśli nic z tego nie wychodzi, zawsze zostają samotne, nocne sesje malowania figurek w świetle biurkowej lampki, udając, że to wcale nie smutne.
A jak to wygląda u was? Macie jakieś sposoby na wyrwanie się z dorosłej prozy życia i znalezienie czasu na granie? bitewne? Czy może już dawno poddaliście się i wasze figurki kurzą się na półce, czekając na lepsze czasy? Podzielcie się swoimi historiami – może razem znajdziemy rozwiązanie tego wiecznego problemu. Albo przynajmniej pośmiejemy się z absurdów dorosłego życia.
Chyba że... no właśnie, kostki znów się zbuntują.